Z daleka od wypożyczalni!

Air Collision

Wytwórnia Asylum odnalazła swoją niszę. Produkują filmy tańsze niż te najtańsze, oparte na efektach specjalnych zrobionych na domowym PC-ecie, według scenariusza który stanowi zlepek podobnych, ale znacznie lepszych filmów. Ale – o dziwo – ich filmy się sprzedają. Nawet jeśli to tak naprawdę kino klasy Z.
 

Odbiorców znajdzie też ten najnowszy, wzorujący się na filmach o katastrofach samolotów. A są one przecież są już i tak mało wyrafinowane czy też oryginalne. Po niebie lecą dwa samoloty. Pierwszy to zwykła, pasażerska maszyna odbywająca rutynowy lot. Drugi to słynny Air Force One, przewożący najważniejszego amerykańskiego pasażera i jego rodzinę. Samolot zarządzany jest przez super wyspecjalizowany system komputerowy, który w pewnym momencie przejmuje kontrolę nad całą maszyną. Żaden z samolotów nie wie, że oto są na kursie kolizyjnym. I żaden nie może zmienić kursu.

Nawet wielbiciele kina katastroficznego i filmów klasy C mogą mieć problemy ze zniesieniem tego średnio wyjątkowego kina. Wybaczyć można spokojnie efekty specjalne, bo przecież wiadomo dokładnie, czego możemy oczekiwać. Spokojnie można znieść mizerne aktorstwo – chyba nikt nie spodziewa się tutaj pierwszoligowych hollywoodzkich gwiazd. Ale scenariusz jest po prostu okropny. Nie dość, że to schematyczny zlepek scen z innych filmów, to jeszcze połączony w wyjątkowo infantylny, nieciekawy sposób. Nie ma zainteresowania, jest zmęczenie. Zagorzały fan filmów Asylum znajdzie najwyżej kilka wartych zwrócenia uwagi scen. Ale ten film jest słaby, nawet jak na tę wytwórnię. Znacznie lepiej wychodzą im lawiny i trzęsienia ziemi.

M.H.

>>>powrót


 
Polityka Prywatności