Z daleka od wypożyczalni!

Prosto z nieba

Wyjątkowo mizerny film, z założenia mający wywołać emocje, ale chyba jednak nie te irytacji, znużenia i zmęczenia. A tych akurat nie brakuje. Fatalny sposób montażu, średniej jakości aktorstwo i brak pomysłu na scenariusz składają się na jedną z najbardziej nietrafionych pozycji filmowych ostatnich kilku lat.
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

A szkoda, bo mógł być z tego naprawdę mocny, przepełniony emocjami film. W końcu temat jakiego się tyczy był dla Polaków wspólnym bólem, wspólnym cierpieniem i wspólną żałobą. A co jest lepszego na rzewny film niż wspólne cierpienie? Po katastrofie smoleńskiej mówiono dużo o ofiarach, parze prezydenckiej, dygnitarzach, politykach, znanych osobistościach. Mało kto jednak mówił o tych mniej znanych ludziach, którzy feralnego 10 kwietnia stracili życie. Dziennikarzach. Personelu pokładowym. Rodzinach ofiar Katynia, którzy lecieli do Smoleńska na obchody. Ten film miał skupić się na historiach ich rodzin, które tego okropnego dnia ostatni raz widziały ukochanych. Żonę. Matkę. Ojca. Męża.

I na początku jest nawet obiecująco. Ale tylko przez parę minut. Do pracy wybierają się kolejne osoby. Stewardessa. Pilot. Żegnani są przez swoje rodziny, jedni bardziej czule, drudzy zupełnie obojętnie. Bo kto mógłby przeczuwać, że to ostatnie pożegnanie? Powoli i nieubłagalnie zbliża się godzina, kiedy wszyscy muszą dowiedzieć się o tym co się stało. Niedowierzanie. Strach. I straszliwe pytanie: czy moi bliscy lecieli właśnie w tym samolocie?

Słabe jest w tym filmie absolutnie wszystko. Najbardziej ubodło mnie jednak słabe aktorstwo, w wykonaniu zupełnie niesłabych aktorów. Mirosław Baka, Marcin Bosak, Olga Bołądź, Przemysław Cypryański – dobrych i bardzo dobrych nazwisk nie brakuje, wszyscy bez wyjątku wypadają jednak tutaj bardziej niż słabo. Być może to po części wina scenariusza, nieudolnie sklecającego kilka wątków, eksploatującego skrajnie patologiczne postawy, posługującego się mizerniutkimi, tanimi analogiami i chwytami. Na dodatek z jakiegoś dziwnego powodu część historii poznajemy z kamer umieszczonych gdzieś pod sufitem, a część przez kamerę niesioną przez jednego z bohaterów. Nie wiem co Piotr Matwiejczyk chciał tym zabiegiem osiągnąć, ale podejrzewam, że raczej nie irytację i tak złą już historią. Tak złego, tak fatalnie zmontowanego, niefachowo zrobionego filmu nie widziałam od dawna. Sam temat, niezależnie od afiliacji politycznych, kulturowych czy społecznych, po prostu zasługiwał na lepsze potraktowanie. I każde byłoby lepsze bo ten film to po prostu gniot. Straszny.

Marta Czabała

>>>powrót


 
Polityka Prywatności