Małe co nieco

Super Shark. Podwodna bestia.

Filmy o rekinach powoli zaczynają stanowić osobny gatunek. Niestety „Szczęki” wyznaczyły nam tak wysoki poziom, że wszystko to co jest dalej, stanowi już tylko filmowe popłuczyny. Tym bardziej, że twórcy tych dzieł nawet nie starają się nam wmawiać, że robią coś wysokich lotów. Nie mogliśmy zrobić dobrego filmu, lepiej jest więc skupić się na parodiach, filmach klasy Z.
 

 

 

 

 

 

 

 

Ot, ma być rekin, duży i groźny, chociaż wyglądem przypominający tekturową zabawkę z odpustów, albo dziecięcych gier z lat 80tych. Ma zjadać ludzi, którzy po długiej walce muszą go pokonać. Bo też, Szanowni Państwo, filmowe rekiny skazane są na zagładę. Prędzej czy później.

Ten rekin w filmie Freda Olena Ray zdecydowanie zasłużył na miano super. Nie dość iż jest stosownie ogromnych rozmiarów, to jeszcze chodzi na płetwach po plaży, w razie potrzeby potrafi też polecieć, żeby zębami strącić F16. Mamy stosownie urodziwą Panią Naukowiec, która szybko dochodzi do tego, iż grasujące w wodzie monstrum jest prehistorycznym rekinem, który do tej pory tkwił „w śmierci pozornej”, a do życia przywróciły go odwierty platformy wiertniczej. Mamy dzielnego pana, który wraz z nią będzie walczył z monstrum i wojsko, które będzie bezradne wobec mocy potwora.

Brzmi znajomo? Cóż, te filmowe perełki opierają się określonych schematach. Te z klasy Z są przeznaczone wyłącznie dla wielbicieli gatunku. To im nie przeszkodzi dramatycznie wielkie nagromadzenie absurdu, tak wielkie, że czasami aż trzeba zamknąć oczy. To także oni zniosą średniej jakości aktorstwo, zerową przewidywalność i dialogi, które w pewnych momentach po prostu nie dają się znieść. Ale cóż, my wielbiciele kina Z jesteśmy na straconej pozycji. Wstyd to oglądać, a i tak sięgamy po kolejne, równie absurdalne filmy o morderczych rekinach. Na mojej liście jest teraz rekin kontra wielka ośmiornica.

M.D.

 

>>>powrót


 
Polityka Prywatności