Małe co nieco

American Warship

Lubię podróbki, nawet te robione przez wytwórnię Asylum, która oszczędza w filmie na wszystkie możliwe sposoby. Tym razem za Asylum wziął się sądownie dystrybutor filmu „Battleship”, który zarzucił Asylum plagiat. Cóż, nie ma co ukrywać, że słusznie. Ale to nie pierwszy raz i na pewno nie ostatni. I tak oba filmy obejrzymy. Na wszelki wypadek Asylum zmieniło tytuł z battleship na warship. Nie pomogło, bo poza 300krotnie mniejszym budżetem, filmy są takie same. Czy powinniśmy im mieć to za złe?
 

 

 

 

 

 

 

 

 

I tutaj mamy dzielny pancernik, pozbawiony elektroniki, który wypływa właśnie w swoją ostatnią podróż. Jest stary, zaraz po zakończeniu objazdowej misji, ma zostać przerobiony na muzeum. I wtedy właśnie zaczynają się dziać dziwne rzeczy. W okolicach Japonii spadają na ziemię amerykańskie samoloty. Zniszczony zostaje amerykański statek. Wszystko co nowoczesne przestaje działać. Rząd amerykański podejrzewa inwazję Korei Północnej i szykuje odwet. Na szczęście, na drodze wojny atomowej stoją jeszcze nasi bohaterowie, dzielni żołnierze, którzy odkryją, kto stoi za atakiem. Mają do dyspozycji starą broń, telefony na korbkę i wszystko to, co było nowoczesne za czasów … II Wojny Światowej. Ale przecież amerykański mundurowy może dokonać cudów…

I oczywiście tych cudów dokona, walcząc bohatersko z kolejnymi, złymi potworami. I tak samo jak statek pochodzi z czasów ostatniej światowej wojny, z tych samych czasów pochodzą też efekty specjalne. Wróg kosmita zrobiony jest w tak tandetny sposób, że trudno jest powstrzymać wybuchy śmiechu. Polecam scenę, w której dzielna pani porucznik chce walczyć z kosmitą na pięści. Efekt komediowy jest pewnie niezamierzony, ale za to jaki cenny i wartościowy! Ogólnie jest cudnie, trudno jest pozbyć się wrażenia, że uczestniczymy w jakimś średnio wyrafinowanym, miejscami mocno tandetnym przedstawieniu dla dzieci z podstawówki. Aktorstwo jest mizerne, teksty zapożyczone masowo z innych filmów (czy był w ogóle scenarzysta?), a całość wypada tak, że można tylko chwycić się za głowę, że z własnej woli dołączyliśmy to tych naiwnych, którzy to obejrzeli. Odrazy nie czuję. Ale to ciut za mało, żeby obejrzeć to kolejny raz lub polecać innym.

M.D.

>>>powrót


 
Polityka Prywatności