Piotr Matwiejczyk zakończył zdjęcia do "Wstydu"

Elegancko urządzone mieszkanie na ostatnim piętrze nowego bloku na obrzeżach Wrocławia. Za oknem jest bajecznie ciepło, w środku przyjemnie chłodno. To właśnie tutaj trwa ostatni dzień zdjęć do "Wstydu", najnowszego filmu Piotra Matwiejczyka. Niewielka ekipa filmowa to po części dobrzy znajomi dlatego atmosfera, która tutaj panuje niesie ze sobą dużo luzu.

Kiedy się pojawiam, Matwiejczyk właśnie udziela wywiadu lokalnej telewizji. Reszta krząta się po dwóch pokojach i kuchni, a Mirosław Baka i Dorota Segda, grający tutaj małżeństwo, siedząc na czerwonej kanapie, ćwiczą tekst do następnej sceny. Kiedy wraca reżyser, razem uzgadniają, czy aby na pewno wszystkie zawarte w scenariuszu dialogi będą w filmie niezbędne. Jeszcze kilka ustaleń i rozpoczyna się próba sceny, w której Segda leży skulona na łóżku, a Baka z obojętnym wzrokiem wychodzi z mieszkania trzaskając drzwiami. Reżyser udziela wskazówek - W tej scenie muszę zobaczyć, że wasze małżeństwo już całkiem wygasło. Próba się powiodła. Właśnie tak to zagramy. Akcja... i wszystko gra, jeszcze tylko "techniczny dubelek". Teraz należy dokręcić zbliżenia i już koniec sceny.

Przy kolejnej scenie aktorzy i ekipa są już bardzo zmęczeni i proszą, aby jak najszybciej kończyć. Dobry humor nadal nikogo jednak nie opuszcza. Szybkie ustalenie: Baka proponuje swoje rozwiązania, Segda się przebiera. Teraz będzie scena nocnej kłótni, okna w sypialni zostają zasłonięte. Matwiejczyk przegląda scenariusz, trwają rozmowy o szczegółach technicznych i emocjonalnym wydźwięku sceny. Przebieranie pani Doroty trochę się przedłuża, wszyscy są już nieco zniecierpliwieni, ale wciąż żartują. Choćby na temat sposobu rzucania wazonem... Wreszcie wszystko gotowe. Rozpoczyna się kolejna próba. Segda jeszcze na bieżąco przypomina sobie tekst. To będzie bardzo trudna scena o wielkim napięciu emocjonalnym. Mąż wraca z pracy do domu i od razu zaczyna się rozmowa, w której żona wyrzuca z ciebie najcięższe żale. Aktorzy proszą, aby nie robić teraz zdjęć, bo akcja wymaga zbyt dużego skupienia. Ona krzyczy - Czemu tak nienawidzisz życia?! Ty tylko je kończysz! Zostaje zignorowana, dochodzi do rękoczynu... Tutaj, w przeciwieństwie do sceny poprzedniej, skrywane uczucia, emocje, wzajemne pretensje i tajemnice wychodzą na jaw. Segda sugeruje, że scena jest bardzo zawiła, ale Matwiejczyk wyjaśnia, że właśnie o taki brak logiki w postępowaniu zdesperowanych postaci tutaj chodziło. W końcu aktorzy proszą o wyproszenie dziennikarzy, aby sami mogli się lepiej skoncentrować. Dzisiaj wieczorem będzie jeszcze kręcona scena w szpitalu i na tym zakończą się zdjęcia. Nam pozostaje czekać na gotowy film.

Po zakończeniu pracy Piotr Matwiejczyk zgodził się na krótką rozmowę.

Katarzyna Matz: Zdjęcia dobiegają już końca, dziś jest ostatni dzień. Jak oceniasz przebieg pracy? Jesteś zadowolony ze współpracy z ekipą?

Piotr Matwiejczyk: Jestem okropnie zadowolony! Po pierwsze dlatego, że zdjęcia dobiegają końca. Po drugie dlatego, iż efekt, który osiągnęliśmy jest dużo lepszy niż to, czego się spodziewałem. To było 11 naprawdę bardzo trudnych dni zdjęciowych, sypialiśmy po kilka godzin i z tego zmęczenia atmosfera na planie stawała się coraz bardziej nerwowa, więc cieszę się, że to już koniec i że udało nam się do niego dotrwać.

11 dni to w sumie bardzo krótki czas na robienie filmu...

Tak, szczególnie na 88 scen. To chyba rekord świata. Ale dajemy radę.

Skąd u Ciebie pomysł na taką traumatyczną historię? Większość twoich wcześniejszych filmów to przecież komedie i parodie...

Tak, moje wcześniejsze filmy były parodiami, ale już od czasu "Homo Fathera", który porusza problem homoadopcji w Polsce, po "Beautiful", który opowiada o sprzedaży nienarodzonego dziecka, zaczęły mnie pociągać właśnie takie traumatyczne, dziejące się w ukryciu, czasem tuż za naszymi drzwiami, historie. Postanowiłem więc sklecić to w taką jedną, zagmatwaną historię jaką jest "Wstyd"

Czy można więc tu mówić o jakiejś stałej zmianie charakteru, stylu twojej twórczości filmowej?

Raczej nie. Nie zarzekam się, że będę teraz robił już tylko takie ciężkie dramaty i nigdy już nie wrócę do komedii. Ostatnio na przykład dostałem propozycję robienia drugiej części serialu "Pitbull", mam też w planach parodię westernu: pierwszy polski western bez konia, pod tytułem "Gdzie są konie?". Będę po prostu robił takie historie, które mnie zainteresują. Cały czas mam naprawdę dużo przeróżnych scenariuszy, które tylko czekają na zielone światło w postaci jakiegoś, choćby drobnego, budżetu.

Pracujesz zarówno z aktorami profesjonalnymi jaki również z amatorami. Czym dla ciebie różni się taka praca? Czy z którejś z nich czerpiesz więcej przyjemności i satysfakcji?

Z profesjonalnymi aktorami pracuje się szybciej, bo mają już warsztat. Kiedy jednak pojawiają się na planie atmosfera musi być czasami "okiełznana". Nie można sobie pozwolić na niektóre żarty. Ale akurat z tą ekipą pracuje mi się bardzo dobrze. Natomiast z aktorami, którzy wychowali się na kinie niezależnym, czyli z moimi znajomymi, pracuje mi się szalenie sympatycznie. Z filmu na film stają się coraz lepsi i potem ciężko już nazywać ich amatorami.

Życzę powodzenie i dziękuję, że znalazłeś czas na rozmowę.

źródło:www.stopklatka.pl


Komentarze
Polityka Prywatności