Krwiożercze pająki

Oj, ja chyba nigdy się nie nauczę, żeby nie oglądać filmów tak złych, że  - mimo miłości do taniego amerykańskiego kina – jestem zażenowana, że je oglądam. Przyznaję się, że się wstydziłam. Wytrwałam do końca, ale już tego nie powtórzę.

2.jpg

Nie odstraszyły mnie nawet papierowe efekty specjalne, strasznie ale to strasznie mizerne aktorstwo oraz scenariusz oparty na chyba wszystkich schematach, jakie wytworzył film. I ten kinowy i ten telewizyjny. Tym razem Amerykę atakują przywiezione przez przypadek z Afganistanu pająki. Na ich drodze staje małe (a jakże) amerykańskie miasteczko, które obronić może tylko dzielna para żołnierzy, transportujących właśnie do domu ciało kolegi.

A co będzie dalej wiadomo. Pierwszy ginie oczywiście chłopak, który wśród pustynnych skałek chce wykorzystać niecnie dziewczynę, potem – a jakże – ci którzy w tych samych skałkach oddają się niecnym fizycznym przyjemnościom. Ale nikt tak naprawdę nie jest bezpieczny, bo giną też ci, którzy poświęcają życie dla dzieci, ci najbardziej prawi, małżonkowie. Absurdów jest co niemiara. Uciekający przed pająkami mężczyzna, robi im zdjęcie jakości rodem z National Geographic. Papierowe pająki grzecznie czekają z atakiem na koniec nocy, aby lepiej je było widać. Pani żołnierz rzuca w nie karabinem a potem chwyta na ramię nastolatkę, uznając, że tak szybciej będzie biegać. Dialogi są drewniane jak kłoda suchego drewna. Nie brakuje podziękowań dla dzielnych amerykańskich wojaków za ich służbę dla kraju, nie brakuje papierowych obietnic, kwestii wyjętych (żywcem) z innych filmów. Aktorzy są drewniani równie jak film. Trochę mi tylko szkoda Briana Krause, w gruncie rzeczy aktora przyzwoitego. Nie ma jakoś szczęścia do ról.

3.jpg

Ale jakby tego nie było mało, na końcu mamy jeszcze wskazówkę do potencjalnego sequela! Czy naprawdę przyjdzie nam go obejrzeć? Obawiam się szczerze, że mogłabym się zdecydować. I ciężko tego żałować.

A.N.

Polityka Prywatności