Po tym jak kiedyś obiecałam sobie, że nie obejrzę już polskiego filmu, po raz pierwszy cieszę się, że złamałam tę zasadę. Ten film to dowód na to, że Polacy umieją robić filmy pozbawione historycznej martyrologii, nie mające też nic wspólnego z infantylnymi komediami. Miałam ciarki na plecach. Jeszcze długo po zakończeniu.
Supermarket to 12 godzin z życia wielkiego sklepu. To wyjątkowe 12 godzin bo w Sylwestrowy dzień. Ochroną dowodzi Jaśmiński, dorabiający sobie do emerytury. Jaśmiński najchętniej siedzi w swoim pokoju, obserwuje market przez kamery i rozmawia ze swoją żoną. Ale to nie podoba się kierownikowi sklepu. To on zmusza Jasmińskiego do bardziej aktywnego szukania złodziei w sklepie. To on każe osiągać rezultaty, niezależnie od sposobu w jaki będą osiągnięte. Potrzebny jest kozioł ofiarny. Do supermarketu wchodzi Michał Warecki. Zostaje oskarżony o kradzież. Nie przyznaje się do zarzutów. Ale Jaśmiński nie zamierza odpuścić sprawy. Uzyska przyznanie do winy. Każdym możliwym sposobem.
Trudno się tym filmem nie zdenerwować, chociaż nie wiadomo czym bardziej. Czy większym niepokojem napawa możliwość zobaczenia tego, co być może dzieje się w supermarketach w miejscach, do których nie mamy na co dzień dostępu? Czy może jednak wątek kryminalny, los przesłuchiwanego Michała Wareckiego i jego – oszalałej ze strachu – żony? Oba wciągają, oba angażują i oba przerażają, dramatycznie i perfekcyjnie rozgrywanymi wątkami, głównie za pomocą minimalnych środków przekazu i bardzo, bardzo dobrych aktorów. Marian Dziędziel to aktor na miarę światowych nagród. To przede wszystkim jego film, bo to on skupia na sobie niepodzielną uwagę, kiedy tylko znajduje się w kadrze. Dziędziel przeraża, niepokoi nawet w najbardziej banalnych, najbardziej prostych i pozornie zupełnie niestrasznych scenach. Zaraz za nim, na aktorskim podium stoi Tomasz Sapryk, Przemysław Bluszcz, Mikołaj Roznerski i Wojciech Zieliński. Ale dobre słowo należy się każdemu z aktorów, bo to oni wszyscy tworzą klimat, nastrój, całą historię. W końcu nikt nie przejąłby się zwykłym supermarketem.
Ten pozornie prosty scenariusz opowiada makabryczną historię w doskonały sposób. Żak ogranicza środki przekazu do minimum, nie przesadza, nie udaje. Pokazuję historię w taki sposób, że naprawdę nietrudno jest uwierzyć, że mogłaby zdarzyć się naprawdę. Brrr. Ciarki na plecach. Jeszcze długo po zakończeniu filmu.
Marta Czabała