Ten film skazany był na sukces. W końcu historia złapania Osamy Bin Ladena to temat chwytliwy, doskonały na film i dla Amerykanów bardzo ważny. Dla nich to sprawa osobista. Dla świata to bardzo dobry film. Dla Polaków kolejna bezsensowna dyskusja o więzieniach CIA w Polsce.
Bo ta dwusekundowa scena, kiedy pokazany jest Gdańsk, a w nim tajne więzienie, już wywołała u nas lawinę komentarzy. Ale jak to, ale dlaczego, przecież! Oburzeni są prawicowi politycy, rozbawiona reszta. Jednak to, że więzienia u nas były, wydaje się nie podlegać już większej dyskusji. Czemu więc nie pokazać tego w filmie, który – z zasady – ma być raczej prawdziwą relacją działań CIA w latach 2001 – 2011? Tę historię oglądamy oczami Mayi, młodej agentki CIA, która po zamachach w Nowym Jorku zostaje przydzielona do Pakistanu, aby stamtąd działać na rzecz rozbicia Al – Kaidy. Maya trafia w środowisko tortur, wymuszania za wszelką cenę odpowiedzi i walki z wrogiem, który wydaje sie niepokonany. Z biegiem kolejnych lat, wraz z kolejnymi straconymi przyjaciółmi, Maya znajduje jednak kogoś, kto może doprowadzić ją do końca działań wojennych.
Można dużo mówić o politycznym aspekcie tego filmu, ale może warto jest się skupić jednak na filmie, jako takim? Kathryn Bigelow umie robić bardzo dobre filmy wojenne. I chociaż ten film raczej nie zgarnie Oscara za najlepszy film roku, ośmielę się stwierdzić, że jest znacznie lepszy niż „Hurt Locker”, chociaż obu filmom nie udało sie uniknąć pewnych dłużyzn. Bigelow to królowa budowania bardzo statycznych a jednocześnie pełnych napięcia scen. Przez większość z nich nic tak naprawdę się nie dzieje. Przewijają się kolejni ludzie, agenci patrzą w monitory, dyskutują o potencjalnych tropach. Ale każda taka scena po prostu przykuwa do ekranu. Być może to sprawa aktorów, bo też Bigelow ma rękę do bardzo dobrych (mniej lub bardziej znanych) nazwisk. Jessice Chastain wróży się w końcu w tym roku Oscara, zagrozić jej może jedynie Jennifer Lawrence. Osobiście, zwróciłabym tutaj też uwagę na Jasona Clarke, czy Edgara Ramirez.
Ten film to perfekcyjna scenografia, świetne zdjęcia i montaż. Wszystko jest na poziomie bardzo dobrym. I to właśnie dlatego można przymknąć oko na dłużyzny (zwłaszcza w scenie ostatniego ataku), fakt, że większość członków Al – Kaidy mówi doskonale po angielsku i kilka, bardzo hollywoodzkich uproszczeń. Ale na szczęście Kathryn Bigelow nie moralizuje, nie przesadza, nie bawi się w bawi się w ideologie. Jeśli nie na poważne nagrody, całość zasługuje przynajmniej na uznanie widzów, recenzentów i krytyków. A teraz czekamy na równie dobry film Kathryn Bigelow o tematyce innej niż wojna. Wierzymy, że potrafi.
A.N.