Kiedy kręci Steven Spielberg, większość kinomanów, na pewno zwróci na to uwagę. Spielberg robi w zasadzie dwa rodzaje kina - takie z rozmachem, z wielomilionowym budżetem i efektami specjalnymi najwyższej klasy; oraz takie bardziej ambitne, skupione dookoła fantastycznych aktorów i bardzo dobrego scenariusza. Podobno chce już przestać reżyserować. Mam nadzieję, że jednak da się namówić na zmianę decyzji. Strata takiego wizjonera uderzy w kino bardzo mocno.
Co jest tym bardziej odczuwalne, kiedy oglądamy takie filmy jak "Lincoln". To na pewno nie jest arcydzieło, ale film wybitny, doskonale zrealizowany, fantastycznie zagrany i złożony w jedno przejmujące filmowe widowisko. Nawet dla nas, którym raczej daleka jest historia amerykańska. Tym bardziej tak daleka.
Lincoln zostaje wybrany na kolejną kadencję. Cały kraj zmęczony jest, ciągnącą się kolejny rok wojną secesyjną, upatrując w Lincolnie osobę, która wkrótce ją skończy. Ale prezydent chce upiec dwie przysłowiowe pieczenie na jednym ogniu. Chce zakończyć wojnę, a jednocześnie wprowadzić do konstytucji poprawkę znoszącą niewolnictwo. Północ staje przeciwko południu, tym razem jednak zamiast broni są głosy.
Większość z nas wie, że to Lincoln zniósł niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych, co zresztą najprawdopodobniej kosztowało go życie. Ale chociaz znamy finał całej sprawy, nie zmniejsza to napięcia filmu. To mocne, doskonale zrobione kino dla każdego widza, może takiego powyżej 15 roku życia, najlepiej zainteresowanego polityką. Ogląda się to wyśmienicie, przede wszystkim za sprawą aktorów. Ach, ten Daniel Day – Lewis! Nie pojawia się dzisiaj na ekranie często, ale jak już to robi, to sam w sobie jest argumentem za obejrzeniem filmu. Już długo przed ceremonią Oscarów nikt nie miał wątpliwości, że to właśnie on, (jako pierwszy w historii) odbierze swoją trzecią statuetkę. Jego Licoln jest ożywionym ponownie prezydentem, pokazem wspaniałej, wirtuozerskiej gry aktorskiej. Spielberg gromadzi zawsze dobrych aktorów, bo kto nie chciałby grać u Spielberga? Dlatego mamy tutaj wspaniałego (szkoda, że bez Oscara w tym roku) Tommego Lee Jonesa, rewelacyjną Sally Field, Jamesa Spadera, Hala Holbrooka i wielu, wielu innych. Spielberg wie, że jego filmy świadczą o jego poziomie, dlatego dopilnowuje, żeby wszystko było na najwyższym poziomie. Janusz Kamiński dostał za zdjęcia kolejną nominację. Mało kto na nią nie zasłużył, nawet jeśli nominacje nie przełożyły się na Oscary. To film porywający. Film doskonały. Film bardzo ciekawy i fantastycznie zagrany. Nawet, jeśli czytaliście o nim złe rzeczy, nie wierzcie. To kino doskonałe.
M.D.