Subtelny i bardzo mądry film o pewnym bardzo znanym człowieku. Fantastyczni aktorzy czynią z całej opowieści przyjemność filmową. Urocza filmowa przygoda.
Narratorka to daleka kuzynka prezydenta Roosevelta Daisy (fantastyczna Laura Linney), która zostaje wezwana przed oblicze swojego sławnego kuzyna, aby dotrzymać mu towarzystwa i oderwać od pracy. Początkowo onieśmielona przez otoczenie prezydenta, szybko odnajduje z Franklinem wspólny język. Dzięki wzajmnej fascynacji kobieta będzie świadkiem prezydencji, pewnej krótkiej wizyty króla oraz starcia dwóch, pozornie tylko podobnych kultur.
To w żadnym wypadku nie jest film biograficzny, a jedynie opowieść luźno oparta na wątkach historycznych. Obraz Roosevelta, jaki pokazany jest w filmie Rogera Michella daleki jest od tego ogólnie lansowanego - silnego, nieustraszonego mężczyzny, który żelazną ręką rządził krajem, konfiskował złoto obywatelom w imię dobra kraju. Ten Roosevelt pracuje w stajni, albo w ogrodzie, żeby mieć w końcu chwilę spokoju. Planuje emeryturę i korzysta z damskich wdzięków, niekoniecznie licząc się z uczuciami otaczających go dam. Przyjemna odmiana. Ale jego postać to nie jedyny atut tego filmu. To urocze, może miejscami przerysowane zderzenie kultur - amerykańskiej i brytyjskiej. Michell korzysta ze stereotypów, opiera się na schematach, ale robi to w tak uroczy i nieprzesadzony sposób, że nie sposób całego filmu nie lubić. Naśmiewa się z brytyjskiej sztywności i amerykańskiego luzu. Ale ten humor śmieszy, nie odraża. Jest ciekawy. Dialogi iskrzą. „Twój brat nie zjadłby hot – doga!” poucza brata Elżbieta. „Wszyscy czegoś od niego chcieli, a on chciał się tylko zrelaksować.” opowiada o Franklinie Daisy. Aktorzy w tym filmie są fenomenalni, nie tylko główna para, ale wszyscy bez wyjątku, Olivia Colman, Olivia Williams i każdy kolejny aktor, chociażby tylko epizodyczny. Jest w tym filmie humor, jest refleksja, jest cudowna charakteryzacja i scenografia. Gdyby może skrócić trochę początek, byłoby perfekcyjnie. Tak jest bardzo dobrze. A to już i tak dużo, jak na Hollywood.
Marta Czabała