Nowy film Andrzeja Jakimowskiego jest magiczny, piękny i poruszający, najlepszy z dotychczasowych tego reżysera. A w końcu „Zmruż oczy” i „Sztuczki” też nie były złe... Tym razem oglądamy opowieść o niewidomych, którzy walczą o swoją niezależność; nawet jeśli trzeba za nią płacić wysoką cenę.
Do kliniki dla niewidzących w Lizbonie przybywa nowy nauczyciel. Uczy swoich podopiecznych orientacji w przestrzeni. Ian wzrok stara się zastępować słuchem – składa poszczególne dźwięki w całość (dedukuje jak Sherlock Holmes!). Tupie ciężkimi butami, strzela palcami i cmoka językiem, żeby usłyszeć echo, które dostarczy mu informacji o otaczającym go świecie. Każde swoim podopiecznym słuchać i pyta ich: „co widzicie?”.
Widzowie też słuchają; i wcale nie są w tej grze uprzywilejowani. Widzimy najczęściej fragmenty otoczenia, a nie to, co trzeba odgadnąć. Fantastycznie zdjęcia Adama Bajerskiego sprawiają, że świat jest piękny, ale niekompletny. My też, słuchając, musimy dopowiadać sobie, co się wokół dzieje. Dlatego równie ważny w tym filmie jest dźwięk – za który odpowiada Guillaume le Braz. Zawsze wyrazisty, choć niekoniecznie prawdziwy, bo Ian oszukuje swoich podopiecznych. Nie jest miłą, opiekuńczą osobą, uczy samodzielności. Nawet jeśli oznacza to niebezpieczeństwo – o czym świadczy choćby jego pokancerowana twarz.
Ian nie chce być traktowany jak kaleka. Nie potrzebuje opiekuńczego łapania pod rękę. Potrzebuje pracy, towarzystwa, wina i towarzystwa w barze, dziewczyny. Jego gra z uczniami ma ich nie tylko nauczyć swobodniejszego poruszania się; ma ich nauczyć myślenia.
Metoda echolokacji, (choć to nazwa bardzo na wyrost, echolokacja, którą posługują się nietoperze, to znacznie bardziej doskonały wynalazek natury) stosowana jest przez niektórych niewidomych. Poruszają się właśnie tak jak Ian, słuchając echa odbijanego przez otaczające ich przedmioty. Nie zgadzają się na białe laski, które traktują jak stygmatyzację.
Chodzenie po ulicy bez laski, przechodzenie pomiędzy jadącymi samochodami, błąkanie się po porcie w poszukiwaniu statku to jak wyprawa w Himalaje zimą, która jak wiadomo jest nierozsądna, głupia i łatwo może skończyć się śmiercią. Ale ci, co widzą, mają do niej prawo. Dlaczego odbierać prawo do ryzyka osobom, które nie widzą?
Niby wszystko to jest tak samo jak we wcześniejszych filmach Jakimowskiego – piękne zdjęcia, muzyka Tomasza Gąssowskiego, nastrój, klimat, magia. A jednak coś się zmieniło – i nie chodzi o zjawiskowe miejsce akcji, zagranicznych aktorów, międzynarodową produkcję. Frapujący jest już sam temat, który równie ciekawie wypadłby w reportażu. Chodzi jednak też o to, że tym razem bohaterowie filmu nie są bierni. Ian nie liczy na przychylność wszechświata. Jest samodzielny i przedsiębiorczy, walczy o to, na czym mu zależy, także o uczucie. A my możemy go tylko podziwiać i mu zazdrościć.
Magdalena Mara