Dziwaczny (ale chyba w dobrym sensie tego słowa) film, nie pasujący jednoznacznie do żadnej kategorii. To trochę komedia, trochę dramat, trochę film katastroficzny. Ma swoje wady, ale zdecydowanie więcej zalet.
Tracy chce przedstawić swoim przyjaciołom nowego chłopaka. Brunch dla par wydaje się być idealną okazją do zapoznania nowego ulubieńca. Ale z przyjaciółmi różnie bywa. Niewinny posiłek przeradza się w odkrywanie kolejnych tajemnic i sekretów. Nie wszyscy są tacy, jacy się wydawali. Nie pomoże też atak terrorystyczny w okolicy, czyli rozpalenie gazu trującego. Śmierć może dotknąć wszystkich. Ale co chcielibyście robić, wiedząc, że nadchodzi?
Ten film mógłby w zasadzie być sztuką teatralną. Znowu w dobrym sensie tego słowa. Cała akcja zamknięta jest w jednym pomieszczeniu, pełnym doskonałych aktorów, którzy perfekcyjnie odtwarzają doskonały scenariusz. Nie ma efektów specjalnych, nie ma niczego, co mogłoby odwrócić naszą uwagę. Wszystko muszą zrobić aktorzy. I robią to z dużym sukcesem. Wszyscy są doskonali. Zacznijmy od Julii Stiles, najbardziej znanej z całej obsady, na pewno jednak nie najlepszej. W równym stopniu partneruje jej reszta, mniej znanej obsady. David Cross, Erinn Hayes, Rachel Boston, America Ferrera – wszyscy obecni w tym filmie aktorzy warci są uwagi. To oni budują napięcie, oni dbają o wiarygodność całej opowieści. Oni sprawiają, że z przyjemnością oglądamy ten film. Tym bardziej, że Todd Berger (scenarzysta i reżyser) ograniczył do minimum wszelkie dodatkowe środki przekazu. Zaufał aktorom i to zaufanie się opłaciło. Jest idealnie. Jest napięcie, budowane przez doskonałą grę aktorską, jest przejęcie, spowodowane tym, co się dzieje. A dzieje się dużo, nawet jeśli nie ma żadnych efektów specjalnych. To jeden z tych wyjątkowych filmów, gdzie wystarczą sami aktorzy. Nie brakuje przejęcia, nie brakuje zaangażowania. Na koniec mamy jeszcze zupełnie nieprzewidywalny koniec. Całość ogląda się z ogromną przyjemnością. Oby więcej takich filmów.
Marta Czabała