Stażyści

Takie filmy brutalnie uświadamiają mi, że czas mija nieubłagalnie. Widzowie nastoletni i ci świeżo po 20 roku życia śmiali się z całego serca.  Ci starsi patrzyli raczej z zażenowaniem. Ja niestety należę do tej drugiej grupy. Dlatego z seansu wyszłam raczej zmęczona.

2.jpg

Nawet jeśli całość opiera się na dość przyjemnej koncepcji, czyli postępującej komputeryzacji świata i zderzeniu przeciwności. Chowamy się za monitorami, smartfonami i super szybkimi łączami, zapominając o człowieku. Ci zaś, którzy o tym człowieku pamiętają, nie są w stanie nadążyć za elektronicznymi zmianami na świecie. Tacy są właśnie Billy i Nick, 40-letni sprzedawcy idealni, zdolni sprzedać wszystko, każdemu. Ale jak to robić, jeśli firma właśnie się zamknęła? Recesja nie pomoże spłacić długów. Ale Billy ma jeszcze jeden pomysł. Załatwia sobie i Nickowi letni staż w Google. Współzawodnikami są młodziutcy studenci, geniusze technologiczni. Tylko nieliczni dostaną propozycję pracy. Jak ją dostać, jeśli nie wiemy nic na temat komputerów?

3.jpg

Lubię proste, może i często wykorzystywane, ale  prawie zawsze efektowne schematy. Przepis na letnią komedię jest prosty. Potrzeba bohaterów, którzy wydobywają się z kłopotów, mają na dodatek luzackie podejście do życia. Potrzeba zderzenia kultur, czy to wiekowych, czy społecznych, czy jakichkolwiek innych, z których wynikają (śmieszne dla nas) nieporozumienia. Jest ich tutaj sporo, nie znaczy to jednak, że wszystkie wychodzą dobrze. Ten film ma swoje prawdziwie śmieszne momenty, dla tej ciut starszej widowni są one jednak zbyt rzadkie. Naliczyłam 3, może 4 sceny, które wywołały u mnie śmiech. Nie znaczy to jednak, że film nie jest śmieszny. Co kto lubi. Młodziutka widownia na pokazie, co rusz wybuchała salwami śmiechu. Cóż, znowu różnice mini pokoleniowe.

4.jpg

Za co więc mogę docenić ten film ja sama? Za aktorstwo, i to wcale nie głównych bohaterów (cóż, niemalże zawsze powielających swoje role), ale tych drugoplanowych, nadających całej historii przyjemne opakowanie. Dlatego więc pozwolę sobie wymienić Rose Byrne, Aasifa Mandvi, Maxa Minghellę, Josha Brenera (najlepszego), Dylana O’Brien’a (drugi na podium) i absolutnie rozkoszną Tiya Sircar. To dla nich warto jest ten film obejrzeć. Shawn Levy zebrał naprawdę ciekawą obsadę drugoplanową, która rekompensuje brak prawdziwie ciętego humoru. To dzięki nim 2 godziny mijają znacznie szybciej, niż powinny. To oni rekompensują nadmiernie przedłużone momenty, przewidywalne chwile, często zbyt infantylne żarty. Obejrzałam, troszkę się zmęczyłam, średnio polecam. Chyba, że ubiegacie się właśnie o staż. Albo jeśli jesteście w przedziale wiekowym 18-24.

Marta Czabała

Polityka Prywatności