Zdumiewająco porządna komedia, czego zupełnie nie zapowiadał trailer. Minimalna ilość poniżających gagów sprawia, że całość ogląda się naprawdę dobrze. Może nie umierałam ze śmiechu. Ale bawiłam się doskonale.
Tytułowi Millerowie to fałszywa rodzina stworzona na potrzebę bezpiecznego przewiezienia przez meksykańską granicę ogromnej ilości narkotyków. W końcu jaki celnik zatrzyma urokliwą amerykańską rodzinkę z dwójką dzieci, podróżującą na wakacjach wielkim kamperem? A co z tego, że kamper jest po brzegi wyładowany narkotykami? Millerowie ruszają w drogę. A ich tropem pewni niezadowoleni dealerzy.
W zalewie kloacznego, pseudo komediowego łajna, ta komedia wyróżnia się zdecydowanie. Fakt, nie zabraknie tutaj kilku typowych, poniżających żartów, jak chociażby tarantule wchodząca przez spodnie i gryząca chłopaka w jądra. Ale reszta jest zdumiewająco dobra. Fabuła ani przez chwilę nie przekracza granicy dobrego smaku, nie żeruje na fekaliach czy bezsensownych upadkach, które w tak wielu filmach mają nas rozśmieszyć. Owszem, nie brakuje pewnych schematów, ale rozpatrzone są one tak subtelnie, że naprawdę trudno jest się nie uśmiechnąć. Ukłony dla aktorów, nie tylko wyjątkowo dobrej Aniston, czy doskonałemu Jasonowi Sudeikisowi. Urzeka także młodsze pokolenie, czyli Will Poulter i Emma Roberts. Całość jest śmieszna, urzekająca, a odnajdzie się w niej ten młodszy i ten starszy widz. Idealna komedia rodzinna. Serdecznie, z wielką przyjemnością polecam.
Marta Czabała