Dary Anioła: Miasto Kości

Żywa i aktywna akcja promocyjna tego filmu sprawiła, że większość z nas kojarzy historię chociażby ze słyszenia. I chociaż książka nie jest w Polsce tak popularna jak chociażby za oceanem, samemu filmowi warto jest dać szansę. Nawet jeśli jest nadmiernie efekciarski i czasami za długi. Porządna kinowa rozrywka, chociaż raczej dla młodszych niż starszych.

2.jpg

Obawiam się, że filmowa historia Clary Frey nie uniknie porównania do innych filmów, w szczególności do kochanego przez miliony „Zmierzchu”. Motyw miłości w nadprzyrodzonym świecie nie jest niczym nowym, tak jak niczym nowym nie są niewinne filmowe nastolatki, które nagle odkrywają niespodziewany potencjał. Ale cóż, rzecz się sprzedaje a my po prostu takie filmy lubimy. Niezależnie od wieku.

Nastoletnia Clary Frey zaczyna zdawać sobie sprawę, że widzi więcej niż inni ludzie. Dostrzega tych, którzy są niewidzialni dla reszty świata. Powoli zaczyna orientować się, że istnieje coś więcej niż świat ludzki. W przekonaniu utwierdza ją spotkany przypadkowo Jace, łowca demonów, który szybko orientuje się, że dziewczyna jest kimś znacznie więcej niż zwykłym człowiekiem. Z przypadkowej znajomości rodzi się uczucie. Ale czy ważniejsze niż codzienna walka ze złem?

3.jpg

Niestety, w zalewie podobnych filmów coraz trudniej jest osiągnąć coś oryginalnego. Ale jeśli coś działa, po co to zmieniać? Nawet sprawdzone motywy są w stanie stanowić porządną kinową rozrywkę. Jeśli chodzi o scenografię – całości bliżej jest do Harrego Pottera niż do Zmierzchu. Jeśli chodzi o aktorstwo – jest co najmniej przyzwoicie, nie tylko ze strony będącej aktualnie na fali Lily Collins, ale też ciut lepszych ról w postaci Roberta Sheehana, Jemimy West czy chociażby Jamie’go Campbell’a Bower. Pozostają efekty specjalne, jak to w Stanach Zjednoczonych bywa na najwyższym poziomie, na szczęście nieprzesadzone, perfekcyjnie łączące nadprzyrodzony podziemny świat z tym realnym. Całość jest efektownym wizualnie widowiskiem, przyjemnym dla oka wielbiciela takiego gatunku. Sama historia może nie zaskakuje jakoś szczególnie, większość osób śledzących gatunek pewnie przewidzi większość wydarzeń.

4.jpg

Jak przeczytałam na jednym z filmowych forum, całość rażąco różni się od książki i jest już wielu, wielce obrażonych na filmową adaptację. Mam osobiście parę, „ale” do scenariusza. Jacyś drażliwi sercowo są ci filmowi mężczyźni. Niektóre sceny przesadzają w nadmiernym lukrowaniu każdej osobnej filmowej klatki. Sama historia nie przynosi szczególnych niespodzianek. Jest wartko, miło, ale wszystko jest dość przewidywalne. Męczą drewniane dialogi („mówiłem ci, że nigdy nie spotkałem Anioła, myliłem się” mówi Jace do Clary, patrząc jej głęboko w oczy.). Ale cóż, jeśli lubicie takie filmy i tak przepadniecie bez reszty i pójdziecie na kolejną odsłonę przygód Clary i Jace’a. Ja pójdę mimo paru „ale”. A ja już dawno nie jestem nastolatką.

Marta Czabała

Polityka Prywatności