Ja, Frankenstein

Biedny ten Frankenstein. Nie dość, że podobno nie ma duszy, ludzie boją się jego blizn, to po latach tułaczek trafia w sam środek wojny Demonów i Gargulców. Idźcie, jeśli macie dzieci w podstawówkach, lubicie dobre efekty specjalne w 3D albo, namiętnie eksponowane ciało Aarona Eckharta. Inaczej wybrałabym się raczej na coś innego.

2.jpg

Ale cóż, gdyby wszyscy lubili to samo, świat byłby nudny. Uznam więc, że na takie filmy też znajdą się amatorzy. Na zdrowie. Frankenstein tej opowieści dawno nie jest już biernym wytworem swojego twórcy. Zemścił się odpowiednio, powetował sobie straty – teraz stara się żyć z dala od wszystkich. Uciekł prześladowcom. Mija 200 lat. Prześladujący go świat Demonów wciąż nie odpuszcza, zainteresowany jego osobą jest też przeciwdziałający świat Gargulców. Pomiędzy obiema rasami toczy się zaciekła wojna. A Frankenstein mógłby zdecydowanie przechylić szalę w określoną stronę…

3.jpg

Dużo można o tym filmie powiedzieć. Można na przykład powiedzieć, że ma niezłe efekty specjalne 3D, być może zrealizowane po to, aby ukryć braki w scenariuszu. Mam niestety nikłe wrażenie, że tę opowieść napisała potajemnie córka reżysera, na oko 13letnia (nie bez powodów film otrzymał w Stanach właśnie takie ograniczenie wiekowe), starająca się udowodnić innym, że ma niebagatelny talent. I mam taką nadzieję, inaczej nie dam rady wytłumaczyć nagromadzenia lekko tandetnych, zapożyczonych z seriali i filmów tekstów, takich przeznaczonych właśnie do tej grupy wiekowej. Miejscami jest patetycznie, miejscami niezmiernie patetycznie, przez większość dialogów raczej sztuczno. Niezłe efekty specjalne ledwie dają radę zrekompensować poczucie tego, że niestety przychodzi nam właśnie oglądać parodię średniej, jakości filmów o Frankensteinie. Tandetne są dialogi, nieprawdziwe są sceny. Miejscami brakuje elementarnej logiki. W słabym scenariuszu nie pomagają niestety dobrzy aktorzy – eksponujący namiętnie swoją wysportowaną klatę Aaron Eckhart, jak zawsze doskonały Bill Nighy i kobieca ozdoba całości Yvonne Strahovski.

4.jpg

Miło się na nich patrzy, tak samo jak na efekty, ale wszystko nie wychodzi niestety na plus. Miejscami trudno jest nie podejrzewać, że Frankenstein przewracałby się w grobie.  Ale może się czepiam. Dobrze, że całość miała niewiele ponad 1, 5 godziny. Inaczej pewnie miałabym traumę.

Marta Czabała

 
Polityka Prywatności