Non – Stop

Od wielu lat, z niemałą zresztą lubością, pielęgnuję w sobie miłość do filmów o samolotach. W każdych możliwych kombinacjach. Bawiłam się na filmach o samolotach porwanych przez terrorystów, samolotach najechanych przez węże czy też śmiertelne mrówki; samolotach opanowanych przez kosmitów czy też takich, które trafiły w wyrwę w czasoprzestrzeni. Już na starcie miałam więc dużą sympatię do tego filmu. Bawiłam się nieźle, z miłości do kina ale też dlatego, że to porządne kino sensacyjne.

2.jpg

Takie, które po mistrzowsku umieją zrobić wyłącznie Amerykanie. Nie chcę się narażać, ale to po prostu prawda. Chociaż nadmiernie epatują poprawnością polityczną, nieustająco podkreślają swoją dumę z narodowości (czy ta flaga musi wisieć wszędzie?), jak nikt inny budują napięcie. Akcja goni w tym filmie tak szybko jak leci filmowy samolot. Na jego pokładzie znajduje się szeryf federalny Bill Marks, były policjant, na co dzień nadużywający alkoholu, niosący na swoich barkach rodzinną tragedię mężczyzna. Bill nie przepada też za lataniem, dlatego transatlantycka trasa z Nowego Jorku do Londynu wydaje się być daleka od spełnienia marzeń. Podczas lotu Bill dostaje smsa z żądaniem okupu. Jeśli nie spełni rozkazu, co 20 minut zginie któryś z pasażerów. Wśród nich kryje się porywacz i morderca…

Koncepcja anonimowego porywacza na pokładzie samolotu już sama w sobie jest niesamowicie interesująca. Bandytą w zasadzie może być każdy, policjant nowojorskiej policji, tajemnicza kobieta z sąsiedniego fotela czy chociażby jedna z stewardess. Chociaż prześcigamy się w spekulacjach, do samego końca nie wiadomo, kto naprawdę stoi za morderstwami. Wielką umiejętnością jest utrzymanie napięcia w zamkniętym, jednostajnym pomieszczeniu. A tutaj dzieje się cały czas. Chociaż scenarzystom nie udało się pozbawić głównego bohatera pewnych irracjonalnych zachowań, czy uniknąć pewnych dziur w scenariuszu (z przyzwoitości nie powiem, proszę poczytać na forach internetowych), giną one w porządnie poprowadzonej fabule, nieźle spiętych wątkach i porządnym wybuchowym zakończeniu. Takiego finału nie powstydziłby się żaden film sensacyjny czy thriller.

3.jpg

Złośliwi twierdzą, że Liama Neesona na starość ciągnie do filmów akcji. Ale czy to coś złego, zważywszy na fakt, że tworzy dobre, wiarygodne postaci? Nie można też nie zauważyć, że Jaume Collet-Serra dobierając obsadę trzymał się dobrej amerykańskiej poprawności politycznej. Wśród pasażerów znajdziemy arabskiego lekarza, białego policjanta, czy chociażby czarnoskórego hip – hopowca. Ale cóż, mi to zupełnie nie przeszkadza, zwłaszcza, że to dobrzy, świetnie sprawdzający się w swoich rolach aktorzy. Dlatego (oczywiście oprócz Neesona i Moore) składam wyrazy uznania w stronę Michelle Dockery, Scoota McNairy, czy Corey’ego Stolla. To oni uwiarygodniają całą tę historię, przynajmniej na te 106 minut, bo tylko wtedy chciałabym wierzyć, że jest prawdziwa. Bawiłam się świetnie, polecam z czystym sercem.

Marta Czabała

Polityka Prywatności