Film nie tylko o tytułowym
pożądaniu, ale przede wszystkim o marzeniach, tych niedościgłych, choć
prawdziwych, ale też tych zrodzonych we śnie, w podświadomości. Przepiękna
Sophie Marceau przemówi pewnie do niejednego widza. Czy zrobi to sam film? Nie
jestem do końca przekonana.
Dystrybutor określa film mianem komedii romantycznej. Nie podzielam jego przekonania. Komedia to żadna a i romantyzmu mało. Chyba że romansem możemy określić historię z serii „co by było gdyby”. Tego akurat mamy w filmie aż nadto. Elsa i Pierre spotykają się w złym momencie życia. Ona przysięgła, że nigdy nie zwiąże się z żonatym mężczyzną. On wie, że jego żona i dzieci są najważniejsze, ale Elsa jest czymś więcej niż przygodną znajomą. Oboje przyciąga wzajemne zauroczenie i fascynacja. Ale czy to wystarczy do wspólnej przyszłości?
Bardziej niż o tytułowym pożądaniu, film opowiada o namiętności i tęsknocie za czymś, co jest niedostępne. W końcu Elsa wie, że goni za czymś, co nie jest i nie będzie jej a i Pierre traktuje ją bardziej jak kobietę – fantazję niż swoją realną przyszłość. Chociaż Lisa Azuelos opowiada swoją historię na raczej oklepanych motywach (on – żonaty, ona – ta trzecia), robi to w subtelny, pozbawiony nachalności sposób, dając swoim widzom wyciągnąć własne wnioski. Jej bohaterowie od samego początku chylą się jednak ku określonym refleksjom. „W dzisiejszych czasach bohaterem jest ten, który nie zdradza” mówi Pierre, na wyraźne sugestie przyjaciela, żeby zafundował sobie romans na boku. Azuelos pokazuje w swojej opowieści możliwe scenariusze dla bohaterów. Pokazuje możliwe wyjścia, skutki potencjalnych decyzji. Daje nam jak i im do myślenia. Sophie Marceau jak zwykle urzeka nie tylko talentem ale przede wszystkim zjawiskową urodą. To dzięki niej i partnerującemu aktorce François Cluzet, tytułowe pożądanie jest widoczne i wiarygodne. Słowo uznania należy się też aktorom odtwarzającym role dzieci głównej dwójki. Ale czy to wystarczy na film? Mam pewne wątpliwości, tym bardziej, że Azuelos wkłada w swoją opowieść sztucznie wydłużone sceny, które są raczej męczące i nie dodają całości ani grama artyzmu. Całość trwa mniej więcej 90 minut. Można się zmęczyć, chociaż duet głównych bohaterów naprawdę potrafi urzec.
Marta Czabała