Niezależnie od tego, jak bardzo się starałam, po prostu nie mogłam i nie mogę traktować tego dziwnego filmu jako horror. Ale może i nie powinnam? To raczej pastisz, trochę groteska, określana w mojej domowej nomenklaturze po prostu jako film dziwaczny. Lubię filmy dziwaczne. Ale czy chciałabym do nich wrócić? Chyba nie. Czy mogłabym polecać? Tak, ale tylko tym, którzy tak jak ja dziwaczne filmy lubią.
Ig Perrish budzi się po wypiciu morza alkoholu. Kac jest jego najmniejszym problemem. Jego dziewczynę Merrin właśnie znaleziono martwą. Poprzedniego wieczoru wszyscy widzieli, jak Ig i Merrin mocno się pokłócili, mężczyzna jest więc głównym podejrzanym. Miejscowi już dawno wydali na niego wyrok a nawet sam Ig boi się, że mógł zabić ukochaną. Na dodatek na czole właśnie zaczynają wyrastać mu rogi, które okażą się bardzo pomocne w poszukiwaniu mordercy Merrin.
Nie od dzisiaj wiadomo, że Stephen King ma jakiegoś pecha (poza nielicznymi wyjątkami) do ekranizacji. Sądząc z komentarzy, jakie przeczytałam na jednym z portali, tak samo ma jego syn. Nie czytając książki mogę jednak odnieść się do filmu wyłącznie. A film jest po prostu i aż dziwaczny. I nie ma w tym absolutnie nic złego. Ale niewiele jest też w nim dobrego. Wbrew licznym zapewnieniom dystrybutora i fragmentom zagranicznych recenzji, ośmielam się stwierdzić, że nie jest to rola życia Radcliffe’a, ani żadnego z pozostałych aktorów. Ten film ma swoje momenty, ale przez większą część jest jedynie przyzwoity. Przyzwoita jest sama fabuła, chociaż prowadząca raczej do ckliwego zakończenia, niż takiego, jakiego można by się spodziewać. Przyzwoite są zdjęcia, scenografia. Film nie straszy, nie śmieszy ale też nie odraża. To trochę jakby oglądać groteskowe przedstawienie. Lubicie? Ja przetrwałam. Ale nigdy więcej tego filmu nie obejrzę.
M.D.