Jerzy Stuhr wielkim artystką był, jest i będzie. Dzięki wieloletnim zasługom dla kina i kultury, może bez problemu dostać środki na przekazanie swojej wizji na ekran. I bardzo dobrze, bo ten film jest jednym z lepszych, jakie od lat pojawiły się w naszych rodzimych produkcjach. Jest inny niż wszystkie inne, dziwaczny w dobrym sensie tego słowa, smutny, śmieszny, gorzki i refleksyjny w jednym. I pamięta się go jeszcze długo po wyjściu z kina.
Jan Bratek chce dobrze. Chce mieć normalne życie, normalną pracę, normalny dom. W dziwny sposób zupełnie się mu to nie udaje. Los chce, że Bratek trafia dokładnie w sam środek wydarzeń historycznych powojennej polski, czasem uczestnicząc w nich biernie, innym razem stając pierwszoplanowym bohaterem. Nie jest łatwo być idolem, kiedy tak naprawdę pragnie się tylko świętego spokoju.
Jerzy Stuhr bezceremonialnie i bezczelnie się naśmiewa. Ze wszystkiego i wszystkich. Dostaje się powojennej fali antysemityzmu, dostaje solidarnościowym akcjom, komunistom i działaniom PZPRu. Stuhr wyśmiewa kościół, partie polityczne, boom kapitalistyczny wczesnych lat 90tych. A ile dostaje się współczesnej polityce!!! Jego bohater uczestniczy we wszystkich. Niesłusznie próbuje się nazywać ten film polskim „Forrestem Gumpem” (w mniemaniu dystrybutora), bo całość doskonale broni się bez jakichkolwiek porównań. Podczas kiedy Gump biernie oglądał historię, Bratek bezpośrednio angażuje się w wiele jej aspektów. A że wypada mu niespecjalnie? Cóż, niektórzy po prostu mają pecha.
Jerzy Stuhr napisał mądry tekst, który jeszcze mądrzej przeniósł na duży ekran. Nie brakuje w nim subtelnych smaczków, nie brakuje mądrych niuansów, subtelnych komentarzy. Wreszcie, nie brakuje też mądrego humoru, zupełnie pozbawionego tanich, bardzo łatwych do zrobienia, powszechnych w kinie, tandetnych dowcipów. Jaką przyjemnością musi być robienie mądrego kina, jeśli mamy do dyspozycji dobry tekst, dobrego reżysera i dobrych aktorów! Tych ostatnich na pewno nie brakuje. Chociaż główną osią są oczywiście Jerzy i Maciej Stuhr (niezmiennie lepszy jest ciągle senior), nie brakuje tutaj aktorów, którzy mają w końcu szansę błyszczeć. Jak zmienia się gra aktorska, kiedy aktor odtwarza mądre rzeczy! Wielkie brawa dla doskonałej Soni Bohosiewicz, Violetty Arlak, epizodycznego, ale doskonale zauważalnego Cezarego Kosińskiego. Wielkie brawa dla drugoplanowych postaci, nieistotnych dla samej historii, ale doskonale ją dopełniających. I chociaż nie jestem wielbicielką zaburzonej chronologii, nie widzę tego filmu inaczej niż złożył go Stuhr. Powoli dopełnia się, jak doskonała układanka z wielu elementów. Jest sporo do śmiechu, jeszcze więcej do rozmyślań, do refleksji. Jestem pod wielkim urokiem najmądrzejszego polskiego filmu, jaki przyszło mi obejrzeć od wielu lat. Doskonały.
Marta Czabała