Mam ogromną słabość do filmów, które są przeciętne/przyzwoite i nawet nie próbują udawać, że jest inaczej. Bez naciągania, bez przesady, za to z dużą ilością uśmiechu. Tak właśnie rodzi się czysta amerykańska rozrywka. W tym wypadku świetnie napisana i doskonale zagrana.
Ale nie oszukujmy się. Niemalże bliźniaczo podobnych filmów widzieliśmy już setki jeśli nie tysiące. Ileż to razy amerykański prezydent uciekał przed opresją z małą pomocą agenta, kobiety lub całkowicie przypadkowego człowieka? Tym razem prezydent USA ma twarz Samuela L. Jacksona. To żaden prezydent heros, typowy polityk, który od ruchu woli poleżeć na fotelu podjadając ciasteczka w tajemnicy przed żoną. Podczas służbowej podróży, prezydencki Air Force One zostaje zaatakowany. Ewakuowany natychmiast do kapsuły prezydent ląduje w środku dzikich lasów w Finlandii. Jego śladem ruszają terroryści. Jedyną pomocą będzie zaś mały chłopiec, który w lasach przechodzi właśnie test męstwa…
Niesamowite! Średniej jakości trailer, a jaki rozkoszny, zabawny film! Przede wszystkim dlatego, że całość wydaje się lekko naśmiewać się z siebie, ale też przede wszystkim z filmów podobnych gatunkiem. W końcu prezydent amerykański (w takim czy innym wcieleniu) już nie raz uciekał z opresji. I chociaż wolę tego w wydaniu chociażby Harrisona Forda, z rozkoszą przyjęłam też tego w wydaniu Jacksona. Głównie zresztą za sprawą tego, że jego prezydent jest fajtłapą, nieporadnym politykiem, którego ratować musi mały, miejscowy chłopiec. A skoro już tutaj jesteśmy, to kilka słów o Onnim Tommila. Niesamowicie młody, całkowicie pozbawiony hollywoodzkiej słodkości chłopiec wprowadza świeżość dokładnie tam, gdzie jest ona najbardziej potrzebna. To właśnie on nadaje temu filmowi to, co najbardziej potrzebne – humoru, szczypty ironii i wielkiej dawki naprawdę dobrej gry aktorskiej. Oby robił tak samo za 10, 15 lat.
Ale nawet Tommila nie byłby w stanie zagrać równie ciekawie, gdyby nie scenarzyści. Stosunkowo niedoświadczeni, obyci bardziej w kinie europejskim, obaj tworzą coś na kształt uroczej parodii. Śmieją się z filmów akcji, z amerykańskiego patosu a jednocześnie robią to tak subtelnie, że całość jest nieprzesadzona i naprawdę zabawna. I właśnie dlatego zupełnie nie przeszkadzają mi dość oklepane efekty specjalne czy schematyczne czarne postacie. Jest uroczo, sympatycznie i już. Jest śmiesznie. Jest wartko. Jest przyjemnie. Wszelkie niedociągnięcia znikają w obliczu plusów przyjemnej współczesnej i nieprzesadzonej komercji. Zachęcamy. Chyba, że naprawdę nie lubicie kina klasy B. Tego naprawdę dobrze zrobionego.
O.K.