Kiedy Steven Spielberg po raz pierwszy ożywił dinozaury byłam w wieku, kiedy takie historie najlepiej oddziałują na wyobraźnię. Dzisiaj, 20 lat później dowiedziałam się, że ten wiek jednak trwa wiecznie. Dla wielu 30, 40latków to sentymentalna podróż do czasów bardzo wczesnej młodości. Dla najmłodszych szansa, żeby na nowo (albo może pierwszy raz?) odkryć wszystkie części. Steven Spielberg oddał reżyserię Colinowi Trevorrow, ale jego rękę widać w każdej scenie. To powrót do znanej, kultowej opowieści, wzbogaconej o efekty specjalne, jakich kiedyś świat nie widział.
Dwadzieścia lat po tym jak John Hammond musiał uciekać z opanowanego przez krwiożercze dinozaury parku, Isla Nublar znowu przyjmuje gości. Na zgliszczach nieopanowanego kiedyś eksperymentu wybudowano większe, bardziej rozległe centrum rozrywki, które wciąż pokazuje światu kolejne gatunki dinozaurów. Wszystko jest dodatkowo zabezpieczone, super bezpieczne, sterowane z centrum dowodzenia żelazną ręką przez Claire Dearing (Bryce Dallas Howard). Poświęcona bez reszty pracy Dearing nie ma specjalnie czasu, aby zajmować się odwiedzającymi właśnie park siostrzeńcami, spychając obowiązek na własną asystentkę. Wszystko zmienia się jednak, kiedy pewien bardzo inteligentny dinozaur postanawia uciec na wolność…
A co potem, wie już każdy, kto kiedykolwiek chociaż usłyszał o filmie. Czyli jak podejrzewam wszyscy. Dinozaur hybryda sieje spustoszenie na całej wyspie, a nasi bohaterowie usiłują powstrzymać zagładę gości i jednocześnie może samemu nie stracić życia. Znajdziemy tutaj wszystko to, co w tym filmie być musi. Doskonałe, najwyższej klasy efekty specjalne, które jednak (a byłoby łatwo) nie są przesadzone, nie jest ich za dużo. Tak jak w pierwszym Jurassic Park widać dbałość o każdy szczegół. Jest dużo dobrej akcji (chociaż wstęp może za długi), świetnie zmontowanej, z doskonałym dźwiękiem. Aktorsko jest różnie. Małoletni aktorzy wydają się nie dorastać do powierzonej im roli, radzę więc skupić się na głównej parze Howard - Pratt. Zestawieni z na zasadzie kontrastów (ona w nieskazitelnej biurowej bieli i cały czas na szpilkach, on wyjęty z katalogu dla wielbicieli Indiany Jones’a) wydają się nieźle ze sobą współgrać. Plotka, że Pratt miałby zastąpić Harrisona Forda w roli Indiany wydają się tutaj nabierać nowego światła, chociaż wciąż mam nadzieję, że to jedynie fałszywe doniesienia PRowskie.
Jest jednak w tym filmie coś, co sprawia, że z łatwością zignoruję kilka mini absurdów i nadmiernie rozbuchany product placement. Spielbierg (tak wiem, są też inni, ale to przecież jego dziecko) składa ukłon w stronę tych, którzy 20 lat temu z wypiekami na twarzy, po raz pierwszy słyszeli z ekranów kinowych prawdziwy ryk T-Rexa. Subtelne, zabawne nawiązania do pierwszej części, koszulki z najsłynniejszym logo, podróż przez pozostałości dawnego parku czy odkrycie słynnych jeepów sprawiają, że całość doskonale wpasowuje się w cykl i sprawia, że nostalgiczna łezka zakręci się w oku. Dodam doktora Wu, kto oglądał, wie o czym mówię. Cudownie amerykańskie, najlepsze w swoim rodzaju kina dla każdego od 7 roku życia do 170. Perfekcja.
Marta Czabała