Bal maturalny
Reszta pewnie nie bo to w gruncie rzeczy prościutki, nie wymagający żadnego zaangażowania od widza thriller. Taki jak większość z jego poprzedników o tym samym złowieszczym tytule. Żaden horror, choć taką koncepcję forsują niektóre wypożyczalnie. Ma być strasznie ale bez przesady, o tak w wersji dla nastolatków. Będzie więc dużo krwi, krzyku międzyrasowych (ach ta poprawność polityczna XXI wieku) bohaterów, dźgania, podrzynania gardeł, ucieczek i pościgów. Wszystko zaś opakowane będzie w piękne suknie i smokingi, bo też całość dzieje się na tytułowym balu maturalnym.
Fabuła prosta jak konstrukcja cepa. Donna, urokliwa blondynka przeżyła koszmar, kiedy obsesyjnie zakochany w niej nauczyciel w brutalny sposób zabił całą jej rodzinę. Trzy lata później zdaje się wychodzić na prostą, idzie na studia i rozpoczyna nowe życie. Zwieńczeniem jej pobytu w szkole średniej ma być właśnie bal maturalny. To w czasie jego trwania policja dowie się, iż prześladujący ją psychopata kilka dni wcześniej uciekł z więzienia. I zamierza odszukać obiekt swojego chorego uwielbienia właśnie w dzień feralnego balu.
I tyle. Kto zna typowe dla gatunku filmy wie co będzie dalej. Najprawdopodobniej do ostatniej sceny. Nikt specjalnie nie będzie szukał tutaj sensu, przesłania czy głębi. W odpowiednich odstępach czasu umrzeć na kilka osób, kolejna najlepiej inaczej niż poprzednia. Aktorzy mają być ładni, nie muszą być jednak specjalnie utalentowani. Najlepiej jeśli będą głośno krzyczeć. Bardzo głośno.
I jeśli to mają być dla cyklu Balów Maturalnych wymagania, ten najnowszy sprawdza się znakomicie. Można to obejrzeć po niedzielnym spacerze, ewentualnie w ramach sobotniej rozrywki kina domowego. Nie wywrze wrażenia, szybko da się zapomnieć, zapewni jednak chęć na obejrzenie części kolejnej. A to już i tak duży sukces.
Marta Czabała