Z daleka od wypożyczalni!

Anakonda 4

Nie miałam pojęcia, że historia o krwiożerczej Anakondzie doczekała się aż czterech kolejnych części. Ba, chyba nawet układają się one w jakiś cykl. Nie zachęcam do oglądania Anakondy bo sensu jest tutaj niewiele ale ci, którzy lubią takie mało ambitne filmy specjalnej odrazy mieć nie będą.
 

Tym razem bowiem, szanowni państwo, straszliwa Anakonda straszy w naszych starych, dobrych Karpatach. Nie do końca sprecyzowanych, określanych jedynie jako te we „wschodniej Europie”. Ale potwór jak nic jest. Owa, niemalże niezniszczalna Anakonda, wynik poboczny  eksperymentu nad serum uniwersalnym, żyje sobie w tych górach i od czasu do czasu zjada mniej lub bardziej przypadkowych przyjezdnych. A tym razem będzie miała co jeść. W części czwartej, w górskich lasach i jaskiniach spotkają się: przypadkowy turysta, naukowcy na wyjeździe terenowym, chcąca naprawić błędy przeszłości kobieta. To ona zresztą jest jednym z głównych celów najemników, ruszających w pościg do tych samych lasów.

Nie oglądając części trzeciej można się troszeczkę pogubić w fabule. Bohaterowie kilkakrotnie nawiązują do wydarzeń z poprzedniej części, trzeba więc sobie kilka rzeczy dopowiedzieć. Ale w zasadzie to nie o fabułę w takich filmach chodzi. W takich filmach mamy oglądać przede wszystkim efektowne zjadanie kolejnych ludzi, uciekające z krzykiem ofiary, wybuchy i strzelaniny. No i oczywiście masę krwi. Jeśliby więc postawić takie wymagania gatunkowi horroru słabej klasy B, to Anakonda bez wątpienia je spełnia. Bohaterowie uciekają wzorowo, krzycząc głośno i krwawiąc z różnych atrakcyjnych filmowo miejsc na ciale. Trup ściele się gęsto, odpowiednio wybierając ofiary zarówno wśród złych jak i niewinnych przypadkowych. Tak żebyśmy się nie znudzili.

Oczywiście wszystko zrobione jest absolutnie jak najmniejszym kosztem. W stosunku do części pierwszej Anakondy, budżet całości zmalał chyba stukrotnie. Tytułowa „gadzina” jest do bólu wprost komputerowa, nie przestraszyłoby się jej nawet maleńkie dziecko. Sceny, kiedy złowrogi gad zjada kolejnych nieszczęśliwców najczęściej filmowane są odpowiednio z daleka, tak aby widać było jedynie kontury i cienie. No i oczywiście krzyki.

Mało to ciekawe ale nie budzi obrzydzenia. Nawet brak sensu postępowania niektórych bohaterów (aż chce się krzyczeć „co ty robisz idioto!”) jest raczej powodem do politowania nad kiepską wyobraźnią scenarzysty i uśmiechu niż odrazy do samego filmu. Marne to straszliwie, nudne niemalże cały czas ale w gardle nie staje. Ciekawa jestem czy film na siebie zarobił. Jeśli tak, wcale się nie zdziwię, jak powstanie Anakonda 5. Jeszcze bardziej bezsensowna i zrobiona jeszcze tańszym kosztem.

Marta Czabała

>>>powrót


 
Polityka Prywatności