Odgrzebane w filmowych zapasach...

Pani Winterbourne

Taki troszkę współczesny kopciuszek. Opowieść o miłości, cudownie nierealistyczna ale za to na pokrzepienie serc. Na dodatek ze wspaniałą jak zawsze Shirley MacLaine, która sama w sobie powinna być argumentem za obejrzeniem filmu. Serdecznie polecam, nawet tym, którzy myślą, że na takie filmy są już dawno za dorośli. Jakoś humor się polepsza.
 

W sezonie ogórkowym szukam filmów których nie miałam czasu zobaczyć wcześniej, ale także tych, z którymi spotkanie zawsze jest bardzo miłym przeżyciem. Takich nie za bardzo ambitnych ale też nie skrajnie śmieciowatych. Cóż, jestem tylko człowiekiem. Chcę filmów wakacyjnych, miłych, śmiesznych, przeważnie z happy endem. I takim filmem jest właśnie Pani Winterbourne.

Jego bohaterka Connie niedobrze ulokowała swoje uczucia. Oczywiście w fatalnym mężczyźnie, a jakże. Przysłowiowe klapki spadają jej z oczu dopiero kiedy test ciążowy pokazuje pozytywny wynik a przyszły tatuś wystawia ją za drzwi. Postanawia jechać do domu samotnej matki. W pociągu, całkiem przypadkiem poznaje bogatego i znanego Hugh Winterbourne'a i jego żonę Patricię, która zresztą sama jest w zaawansowanej ciąży. Chwilę później pociąg ulega katastrofie. Connie budzi się w szpitalu, gdzie wszyscy mają ją za Patricię Winterbourne. Urzeczona swoją nową „rodziną”, z braku pomysłu na siebie, postanawia nie wyjaśniać nikomu pomyłki.

I oczywiście żadnego dramatu nie będzie. Wręcz odwrotnie, wszystko będzie cudowanie uproszczone, lekko ocukrzone i zdecydowanie za łatwe. W takich filmach nikt nie przejmuje się zasadami rządzącymi prawdziwym światem, nikt nie myśli o codziennych sprawach, nie przejmuje się tak błahymi i nieistotnymi sprawami jak dokumenty czy też potwierdzenie identyfikacji. Dlatego też Connie nie ma żadnych problemów aby cudownie „przejąć” tożsamość Patricii, ba posługuje się nawet książeczką czekową wystawioną przez teściową. W dobie wszechstronnych weryfikacji podpisów trudne to do uwierzenia.

No dobrze, czepiam się. Wiadomo przecież po co kręci się takie filmy. Ma być kolorowo, ma być uroczo, ma być dużo miłości. Tutaj oprócz wymienionych już elementów jest też Shirley MacLaine, która nawet z przeciętnej roli potrafi zrobić pokaz artystyczny. W jej talencie bledną i Ricky Lake (nikt mi nie wmówi, że w tym filmie może mieć 18 lat) i Brendan Fraser. Oprócz MacLaine wspaniały jest może jeszcze Miguel Sandoval w roli lekko szalonego kamerdynera Paco. Jego jest ciągle za mało.

A fabuła czy reżyseria? Mało istotne. Kto chociaż kilka razy oglądał takie filmy wie dokładnie czego może oczekiwać. Co będzie się działo, kto będzie kochał się w kim i jak się wszystko skończy. I tak będzie też tutaj. Przewidywalnie ale przyjemnie. Jeśli tylko nie oczekujecie od Pani Winterbourne filmowej rewolucji, takiej co zmieni wasz światopogląd, możecie śmiało film oglądać. Satysfakcja niedzielnego popołudnia gwarantowana.

Marta Czabała

 

>>>powrót


 
Polityka Prywatności