Nicole Kidman, Kate Hudson i Penélope Cruz
Rob Marshall powiedział, że obecność Daniela Day Lewisa na planie to prawdziwy dar niebios. Jakie jest Wasze zdanie?
Kate Hudson: Nicole opowiadała mi wcześniej o jego podejściu do pracy nad rolą, o jego całkowitym poświęceniu i pasji. Myślę, że to naprawdę wspaniałe. Daniel bez końca powtarzał nam, jak bardzo zostaliśmy obdarowani, jakie mamy szczęście, że możemy robić to, co robimy. Uważa, że jesteśmy wybrańcami losu. Niezwykły talent Daniela i jego metody pracy są bardzo inspirujące. Myślę, że przyglądanie się temu, jak buduje rolę, to naprawdę twórcze doświadczenie. To wystarczający powód, żeby go kochać.
Nicole Kidman: Co ciekawe, ta pasja wcale nie zanika wraz z upływem czasu. Daniel jest aktorem od dawna, a jego podejście się nie zmienia – jest równie entuzjastyczne jak przed laty. Wciąż tak samo mocno angażuje się w to, co robi. Jak doskonale wszyscy wiecie, już dwa razy dostał Oskara i w pełni na to zasłużył. To aktor z krwi i kości, prawdziwy król aktorów!
Myślę, że to samo można właściwie powiedzieć o wszystkich obecnych tutaj paniach. Jesteście już aktorkami szmat czasu, a wciąż traktujecie swój zawód jak największą pasję, prawda?
Nicole Kidman: Nie wiem, czy powinnyśmy same o sobie tak mówić (śmiech). Uważam, że w pracy aktora jego ego nie jest najistotniejsze, nie musi być koniecznie częścią procesu twórczego. Najważniejsze jest kochać to, co się robi oraz być wśród ludzi, którzy podzielają twoją pasję i również kochają to, co robią. Gdy weszłam do sali przesłuchań i zobaczyłam tańczącą Kate, to poczułam, jakbym nagle znalazła się w samym sercu tej produkcji. To było moje pierwsze spotkanie z tym filmem. I myślę, że o to właśnie chodzi. Pasja jest po prostu zaraźliwa, nic tak nie inspiruje, jak miłość do tego, co się robi.
Czy możecie opowiedzieć, jak Daniel Day Lewis odnosił się do Was poza ekranem? Macie może jakieś szczególne wspomnienia z planu?
Penélope Cruz: Cóż, muszę przyznać, że trochę denerwowałam się przed spotkaniem z Danielem, bo to naprawdę jeden z moich ulubionych aktorów. I uważam go za jednego z największych aktorskich mistrzów wszech czasów. Poza tym słyszałam różne dziwne opowieści na temat jego metod pracy. Starałam się oczywiście nie zwracać na to wszystko uwagi i wolałam przekonać się na własne oczy. Przyjechałam i weszłam na scenę – odbywało się tam właśnie przesłuchanie, ale Daniel nie brał w nim udziału. W każdym razie nie był w gronie kandydatów. Zobaczyłam jakiegoś mężczyznę w garniturze, który siedział w rogu i po prostu patrzył. Spędziłam tam dwie godziny i nie zorientowałam się, że to on, dopóki mi nie powiedzieli! Był tam przez cały czas. Zawsze tam stał, obserwując innych, zawsze był na planie. Weszłam i po prostu przywitałam się. Myślę, że Daniel był jednym z najwspanialszych partnerów, z jakimi miałam okazję pracować. Niezwykle uprzejmy, bardzo życzliwy. Kilka razy próbowałam wciągnąć go w moje grę w samokrytykę. Gdy kończyliśmy ujęcie, mówiłam „Daniel, to było okropne, byłam beznadziejna, nie sądzisz?”. A on odpowiadał „Nigdy nie będę się z tobą w to bawił, kręcimy następne ujęcie.” I to była wielka lekcja dla mnie – pracować z kimś, kto nigdy nie patrzy w monitor, nie sprawdza ciągle, jak wypadł. Myślę, że w jakimś sensie Daniel pozbawiony jest ego. Bo wciąż podąża naprzód, nie analizuje w nieskończoność swojego wnętrza. Dla mnie to naprawdę wielka lekcja gry aktorskiej.
Nicole Kidman: Mnie się to wcale nie wydaje szczególnie dziwne. Być może dlatego, że sama pracuję w nieco podobny sposób tworząc postać. Dlatego nie musieliśmy zbyt wiele rozmawiać na ten temat. Pamiętam, że podczas kręcenia wspólnych scen zamieniliśmy zaledwie parę zdań. Ale dobrze nam się razem siedziało, nawet w małej przestrzeni. I czułam się na tyle komfortowo, że potrafiłam się nawet zdrzemnąć w jego obecności. Po prostu dobrze nam się razem milczało... Za to teraz nadrabiamy zaległości w rozmowie. Ale muszę powiedzieć, że to, jak Daniel poradził sobie z rolą, zawdzięcza również reżyserowi. Bo jest bardzo ważne, żeby znaleźć złoty środek – żeby rola nie była zbyt ironiczna, zbyt rozrywkowa, ani zbyt przekombinowana. Rob jest niesamowity, bo pozwala każdemu ze swych aktorów rozwinąć skrzydła. Reżyser tworzy dla każdego przestrzeń, w której może pracować, a dopiero potem nas formuje. To może wydawać się łatwe, ale w rzeczywistości jest bardzo trudne.
Kate Hudson: Kiedy po raz pierwszy spotkałam Daniela, miałam właśnie przesłuchanie. A on się przyglądał. Zwróciłam na to uwagę i zapytałam „Co Daniel tu robi?” Byłam podobnie zaskoczona jego obecnością, jak Penélope. Ale Daniel był zawsze bardzo uprzejmy i życzliwy. Jest w filmie taka scena, w której upijamy się w barze. I troszkę nam odbija. Śmialiśmy się, w powietrzu fruwały różne przedmioty... Rozumiesz, ten udręczony Guido nagle gdzieś zniknął. Jeszcze mogłabym dodać, że przy Danielu nigdy nie masz uczucia, że coś dotyczy tylko ciebie. Czujesz się częścią tego wszystkiego, on cię w to wciąga na różne sposoby. Na przykład pisząc do ciebie liścik.
Możesz nam zdradzić, co było w tym liściku?
Kate Hudson: Och, to nie było nic takiego. Napisał po zakończeniu jednego z ujęć „Ach, ta scena była świetna, uwielbiam cię, Guido.” Gdy do kogoś pisał, robił to jako Guido. Wciąż mam tę kartkę.
Wiele piękna do filmu wnosi moda i kostiumy. Jak czułyście się w strojach, które nosiłyście na planie.
Kate Hudson: To było wspaniałe. Wiesz, co było niesamowite? Jestem prawdziwą maniaczką, jeśli chodzi o ciuchy. Noszę Bottega Veneta. A praca z Colleen, która była kostiumologiem w Nine-Dziewięć, to było niezwykłe doświadczenie. Kiedy dorastałam, patrzyłam na moją mamę – na te wszystkie wspaniałe kostiumy, suknie obszyte świecidełkami, które przygotowywał dla niej Bob Mackie. Byłam małą dziewczynką i aż mi oczy błyszczały! Niesamowite. Gdy potem stałam się kobietą, moda i ciuchy zaczęły się zmieniać – mojemu pokoleniu podoba się już co innego. Współpraca z Colleen była więc dla mnie w pewien sposób powrotem do dzieciństwa. Teraz wszystkie te błyskotki miałam na wyciągniecie ręki. Ktoś, kto kocha ciuchy, w tych kostiumach czuł się doskonale. Kiedy ubrania są tak szczególne, niosą ze sobą rodzaj energii, którą można wykorzystać przed kamerą.
Nicole Kidman: Każda z naszych bohaterek filmowych jest inna, różnimy się od siebie, każda ma w sobie coś szczególnego. I uważam, że Colleen, Rob, John, wszyscy bardzo ciężko pracowali na to, by każda miała wyjątkowy wizerunek – bo przecież ten film to także obraz. Nie chodzi tylko o to, co słyszysz, o warstwę muzyczną – ważne jest zderzenie obu tych elementów. Colleen miała na to bardzo mało czasu, ponieważ ciągle byłyśmy w ruchu, przyjeżdżałyśmy i wyjeżdżałyśmy, odbywały się przesłuchania itd. Kostiumolog naprawę wykonała niesamowitą pracę – no wiesz, była „szybka i wściekła”. Przygotowanie tych wszystkich ubrań i dodatków potrzebnych do numerów tanecznych naprawdę było nie lada wyzwaniem.
Penélope Cruz: Uważam, że Colleen należy do grona najlepszych kostiumologów. Wiele razy byłam w jej pracowni. Gdy tylko miałam wolne pół godziny, biegłam tam natychmiast – oglądałam nasze kostiumy, z których większość została wykonana ręcznie. To było niezwykłe doświadczenie, patrzeć, jak ewoluują. Był też inny powód, dla którego tak często odwiedzałam pracownię kostiumologa. Miałam bardzo trudne zadanie w filmie – musiałam wykonać numer taneczny ubrana w gorset. W dodatku tańczyłam na szklanej platformie i chciałam, żeby buty się nie ślizgały. Dlatego chodziłam tam codzienne i zadręczałam Colleen swoimi obawami. Ale wiedziałam, że jestem w najlepszych rekach, w jakie tylko mogłam trafić.
Sądzicie, że Rob Marshall nakręci kolejny musical?
Kate Hudson: Czy mogę teraz napisać do niego w tej sprawie liścik miłosny? Ponieważ jestem jego fanką, jeśli nie zrobi następnego musicalu, będę pukać do jego drzwi i wołać “Rob! Musisz to zrobić!” Jest bardzo niewielu ludzi – mówię to jako fanka musicali, ponieważ od dziecka je uwielbiam – naprawdę niewielu ludzi, którzy potrafią przenieść musical ze sceny na ekran w sposób wiarygodny. I wtedy oglądając na wielkim ekranie jakiś numer taneczny, ma się to doznanie niesamowitej energii, która z niego płynie – tak, jak wtedy, gdy oglądasz spektakl na żywo. Ale to zdarza się niezwykle rzadko. Przeważnie, gdy przenosi się musical do kina, traci się ten szczególny wymiar, trudno jest go ożywić. A Rob ma tę niezwykłą zdolność – potrafi sprawić, że mamy takie właśnie uczucie siedząc na sali kinowej.
Penélope Cruz: Wiem, co czyni Roba tak wyjątkowym. Chodzi o to, że on potrafi być skrajnie wymagający. I zauważa dosłownie wszystko. Nie da się go oszukać. Rob naprawdę ciężko pracuje i od swoich aktorów oczekuje tego samego. Ale potrafi przedstawić swoje wymagania w szczególnej formie – to najmilszy człowiek na świecie. Kiedy go poznałam, tak właśnie pomyślałam. Ale zdziwiłam się, że potrafi zachować ten wizerunek, pracując pod ogromną presją. Minął miesiąc, kolejne dwa, a on wciąż był taki. I to wobec każdego. Zawsze był dla wszystkich uprzejmy Nigdy się nie wściekał. Nigdy nie potraktował nikogo w sposób wskazujący na brak szacunku. Rzadko spotyka się ludzi, którzy tak doskonale sobie radzą z ogromną presją, jaka jest nieuniknionym elementem tego rodzaju produkcji. To po prostu piękny człowiek. I specjalnie chciałabym to podkreślić, bo nie spotykamy wielu ludzi, którzy mając taki talent, jak Rob, potrafią jednocześnie wykonywać swą pracę z tak wielką miłością i oddaniem. Którzy przykładają taką wagę do wszystkiego, co robią. On naprawdę oddałby życie za film. Pracował niezwykle ciężko, a jednak każdego z nas, dosłownie każdego członka ekipy z osobna traktował w wyjątkowy, bardzo życzliwy sposób.
Nicole Kidman: To prawda. Rob jest wspaniałym wzorem do naśladowania.