Frank Langella
Uważam, że to wszystko, co należy o nim powiedzieć, nic ponadto – mężczyzna porażony piorunem. Który nie jest już tym, kim był przed tym zdarzeniem. Wszystko, co Arlington mówi, wszystko, co się z nim dzieje, jest następstwem porażenia piorunem. Nie wiemy, czy z kimś rozmawia, czy ktoś do niego mówi. Nie mamy pojęcia, kto wydaje mu polecenia, kto nakazuje mu robić to, co robi.
W jaki sposób Arlington Stewart wkracza w życie rodziny Lewisów?
Puka do ich drzwi i proponuje im następujący układ: „Dam wam pudełko. Jeśli naciśniecie znajdujący się w nim guzik, otrzymacie milion dolarów. Bez żadnych haczyków, czy dodatkowych zabezpieczeń. Pieniądze są wolne od podatku. Jest tylko jeden drobiazg... Gdy naciśniecie ten guzik, gdzieś na świecie ktoś umrze. Nie znacie tej osoby, więc dobrze się zastanówcie, jaką chcecie podjąć decyzję.” To zapowiedź filmu. Bardzo obiecująca zapowiedź.
Czy może Pan powiedzieć coś o nagłej sympatii, jaka zawiązuje się pomiędzy Arlingtonem i Normą?
Cóż, mój bohater składał już propozycje innym parom. Ale rzeczywiście z Normą łączy go coś szczególnego – kluczem do tej relacji jest jego i jej deformacja, zniekształcenie ciała, które ich do siebie zbliża. Stewart znajduje w Normie coś innego, wyjątkowego. Zaczyna darzyć ją sympatią, jakiej nie odczuwał wobec żadnej innej kobiety. Nie zdarzyło mu się to wcześniej, gdy odwiedzał domy innych małżeństw, którym składał propozycję. Pomiędzy moim bohaterem a postacią graną przez Cameron pojawia się więź szczególnego rodzaju.
Jakiego rodzaju wyzwania postawiła przed Panem rola Arlingtona Stewarta?
Mogę powiedzieć o tym, co zawsze próbowałem robić, grając inne postaci. Starałem się znaleźć sposób, by uniknąć klisz, stereotypów. Tak samo tutaj, musiałem znaleźć właściwą drogę, by zbudować postać Arlingtona. Postać kogoś, kto mówi „To ja będę rządził światem. Pewnego dnia – zobaczycie to wszyscy – będę panem tej planety. A wszyscy ludzie przyjmą moja ofertę.” Taki bohater mógłby być po prostu łajdakiem Zagrałem wielu takich facetów. Ja, właściwie on, jest tak naprawdę najemnikiem. Wykonuje rozkazy jakiejś nieznanej siły – by może są to ludzie, a może jakieś pozaziemskie istoty. Może to jakiś tajemniczy głos rozbrzmiewający w jego głowie? Chciałem zbudować tę postać w taki sposób, by Arlington nie był typowym draniem, całkowicie i jednoznacznie czarnym charakterem, zupełnie spoza rzeczywistego świata.
Porozmawiajmy na koniec o reżyserze filmu, Richardzie Kellym. Co czyni go tak wyjątkowym twórcą?
Uważam, że Donnie Darko to naprawdę kawał znakomitej filmowej roboty. Richard ma wyjątkowy dar. Sądzę, że posiada niezwykły, niezależny umysł. To ktoś, kto myśli – jeśli wolno tak powiedzieć – „poza pudełkiem”. Kto rozumuje w szczególny, wyjątkowy sposób, poza schematem. Wiedziałem to jeszcze, zanim go poznałem. Wystarczyła nam krótka rozmowa przez telefon. Richard jest bardzo zaangażowany w to, co robi. Przez cały czas – rano, w południe, wieczorem, nawet w nocy – działa w specyficzny dla siebie sposób, nieustannie ma jakieś pomysły. Widać to także w tym filmie. To właśnie coś, co zawsze jest bardzo pociągające. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak ja – kto tkwi w tej rzeczywistości od tak dawna, robiąc ciągle to, co kocha. Bo nadal kocham robienie filmów. Tak samo, jak kocham deski teatru. Ale któregoś dnia pojawia się w nas samych głos sprzeciwu. „Och więc znów gramy to samo.” Jestem aktorem, który zaraz wcieli się w postać numer czterdzieści osiem, którą zagrał już przedtem tyle razy. „Nie, dosyć tego!” I wtedy albo rodzi się cynizm i zaczyna się myśleć wyłącznie o pieniądzach, albo ma się szczęście i trafia się na reżysera, który też próbuje odnaleźć nowy trop, jakąś inspirację. Ja jestem prawdziwym szczęściarzem. Tylko w ciągu ostatniej dekady pracowałem z Romanem Polańskim, Adrianem Lyne'em, George'em Clooneyem, Ivanem Reitmanem i z młodym reżyserem, Andrew Wagnerem, z który zrobiliśmy wspólnie Starting Out In Evening. Wszyscy są pasjonatami kina, entuzjastami zaangażowanymi w to, co robią, dbającymi o najmniejsze detale. To ludzie, których życiowym mottem jest „chcieć to móc”. Właśnie z takimi twórcami zawsze chciałem pracować.