Odgrzebane w filmowych zapasach...

Śmiertelna odwilż

Głupota na przysłowiowych resorach, którą zniesie tylko ten, co na co dzień lubuje się bez granic filmami opowiadającymi o wszelkich potencjalnych zagładach ludzkości. To marny, średnio strawny film, który jest jednoznacznym dowodem na to, że z Vala Kilmera już nic nie będzie, a w Ameryce dalej jest za dużo pieniędzy. Jeśli znajdują się jeszcze na takie gnioty, to recesja wcale nie jest taka jak mówią w mediach.
 

Pod tym groźnym tytułem kryje się nic innego jak tylko marniutki film o potencjalnej zagładzie. Czwórka studentów przylatuje to arktycznej stacji, aby obserwować pracę profesjonalistów. Niestety, cała czwórka zastaję stację pustą. Przeszukawszy pomieszczenia, studenci odnajdują zwłoki nieżywego niedźwiedzia polarnego a w jego zwłokach dziwne robaki. To właśnie te niepozorne stworzenia okazują się być potencjalnie śmiertelnym niebezpieczeństwem dla ludzkości...

Jeśli lubicie średnio efektownie pokazywaną śmierć, jeśli mordercze robaki są w waszym centrum zainteresowania, to film dla was. Tym bardziej, jeśli nie przeszkadza wam schematyczność, średnie (z tendencją na kiepskie) aktorstwo i dużo, bardzo oklepanych tekstów. Będzie tutaj dużo krzyku, sporo krwi, ucinane kończyny i bluzgające krwią kobiety. Będzie seks, tak jakby chociaż jeden numerek był koniecznością każdego średniego filmu grozy. Będzie też sporo patetycznych tekstów o sprowadzającej na siebie zagładę ludzkości i trochę rodzinnych banałów. Całość podsumowuje się jako marniutkie (z tendencją na średnie) kino grozy, wyłącznie dla zagorzałych wielbicieli gatunku, którzy powinni obejrzeć je w telewizji, najlepiej bez specjalnego skupienia. Inaczej można mieć silne poczucie straconego czasu.

Marta Czabała

>>>powrót


 
Polityka Prywatności