Odgrzebane w filmowych zapasach...

Faktor 8

Oglądałam ten niemiecki film w wersji dubbingowanej przez Amerykanów oraz z polskim lektorem. Trochę to było niepokojące. Moja nieustająca miłość do filmów o samolotach w opałach trwa jednak dalej, chociaż to kino typowe dla swojego gatunku, oklepane, schematyczne, szablonowe i przewidywalne. Wyłącznie dla zagorzałych wielbicieli gatunku.
 

Lecący z Tajlandii samolot niemieckich linii lotniczych ma jedynie 20 pasażerów. Jeden z nich zaczyna mieć objawy krwotocznej grypy i – mimo pomocy obecnej na pokładzie lekarki – umiera. Na jednej osobie się nie kończy, bo też kolejni pasażerowie zaczynają mieć wkrótce te same objawy. Pilot zgłasza potrzebę natychmiastowego lądowania ale na nie pozwalają dopiero macierzyste Niemcy. Nawet jednak one nie chcą wypuścić pasażerów bez wczesnego zbadania sprawy. I wiedzą dobrze, że nie warto jest ryzykować życia milionów, dla ocalenia dwudziestki.

A co dalej? To wie nawet mało doświadczony filmowo widz. Ten film jest niemalże dosłownym zapożyczeniem z podobnych sobie filmowych produkcji. Dopiero końcówka stanowi przyjemne zaskoczenie, bo przyznać trzeba, że ostatnie 5 minut jest bardzo nieszablonowe, nieprzewidywalne i zaskakujące. Czy jednak warto jest oglądać półtorej godziny filmu, jedynie dla ostatnich pięciu minut? Obawiam się, że wytrzymać mogą jedynie najbardziej wytrwali i zaangażowani wielbiciele gatunku. Tylko oni zniosą mało pasjonującą historię, pełną zapożyczeń z innych filmów, średniej jakości, chociaż raczej lepsze niż gorsze aktorstwo i półtorej godziny kompletnie pozbawionego emocji widowiska. Można, ale zdecydowanie nie trzeba. Za jakieś pół roku będzie przecież kolejny samolotowy film. Pewnie niemalże bliźniaczo podobny.

Marta Czabała

>>>powrót


 
Polityka Prywatności