Z daleka od wypożyczalni!

The River murders

Dziwaczny kryminał, który nigdy nie znajdzie drogi do naszych kin. Za mało tutaj wszystkiego – dobrego reżysera, scenarzysty, za mało jest też dobrych aktorów. Wypada mdło. Nawet jeśli w całości mamy genialnego Ray’a Liottę.
 

Ray Liotta gra w tym dziwnym, trudnym do ugryzienia filmie Jacka Vernona, policjanta, teraz ustatkowanego już byłego lowelasa, który na pierwszym miejscu stawia własną żonę. Kiedy policja znajduje ciało jednej z miejscowych pań prokurator, Jack od razu przyznaje się, że przed wieloma laty łączyła go z ofiarą przelotna znajomość. Kiedy policja znajduje kolejną ofiarę, okazuje się ponownie, iż jest ona byłą kochanką Jacka, tak samo zresztą jak kolejne ofiary, które morderca tropi i brutalnie morduje. We współpracy z policją, Jack rozpoczyna śledztwo. Czy mordercą jest ktoś z jego przeszłości? Czy może zwyczajny psychopata obrał właśnie jego na centrum swojego zainteresowania?

Dziwnie się to ogląda. I raczej w negatywnym niż pozytywnym sensie tego słowa. Historia jest w miarę sensowna, spójna, a wydarzenia wynikają bezpośrednio z siebie. Naprawdę niewiele można całości zarzucić, może jedynie średnio ekscytujący koniec rozgrywki pomiędzy panem detektywem a mordercą. Jako całość jest jednak co najmniej średnio, także (czy może przede wszystkim?) za sprawą aktorów, którzy zupełnie, ale to zupełnie nie są w stanie wczuć się w odgrywane postaci. A to razi i skazuje cały film na niepowodzenie, bo przecież historia mogłaby być nawet przełomowa – ale to właśnie aktorzy muszą ją uwiarygodnić. A tutaj nie umieją lub po prostu im się nie chce. Nawet Ray Liotta, skądinąd aktor doskonały, tutaj jest jakiś beznamiętny, bez wyrazu. Być może tak bardzo przyzwyczaił nas już do odgrywanych przez siebie, przeważnie diabolicznych postaci, że w roli tego dobrego jest od razu, z góry niewiarygodny. Aż szkoda go na taki film.

Szkoda, bo całość nie ma najmniejszych szans się obronić. Bez wyrazistych aktorów, ze scenariuszem napisanym przez niemalże całkowitego żółtodzioba, na dodatek wyreżyserowany przez marnego reżysera, całość pozostaje jedynie marniutkim kryminałem, który ginie w zalewie podobnych, a często przecież znacznie lepszych produkcji filmowych. Można to obejrzeć, bo całość nie wywołuje odrazy. Ale po projekcji lepiej o wszystkim szybko zapomnieć. I nie wracać do filmu za żadne skarby.

Marta Czabała

>>>powrót


 
Polityka Prywatności