Biegiem po DVD!

Lodowe trzęsienie

Jeśliby definicję kiczu filmowego ustawiać według listy filmów wytwórni Asylum, to „Lodowe trzęsienie” wydaje się być naprawdę przyzwoitym produktem. To typowe kino katastroficzne, znacznie lepsze od telewizyjnych półproduktów, troszkę tylko gorsze od swoich kinowych odpowiedników. Naprawdę można obejrzeć.
 

Nawet jeśli całość opiera się o te same, miejscami do bólu powtarzalne schematy amerykańskiego bohatera, rozdartego pomiędzy ratowaniem świata a własnej, koniecznie wyposażonej w dzieci rodziny. Tym bohaterem jest tutaj Michael Webster, geolog, który w ośrodku wojskowym monitoruje zmiany zachodzące w skorupie ziemi. A jest co monitorować, trzęsienia ziemi ujawniają kolejne wybuchy lodowe. Wypryskujące z ogromną siłą kawałki lodu zabijają ludzi. W bezpośrednim zagrożeniu znajdują się tysiące ludzi jak i rodzina Michaela.

Nawet jeśli to wszystko już było, nawet dość podobnie, to nie znaczy, że i tej historii nie można z przyjemnością obejrzeć. Zwłaszcza wielbiciele katastroficznego gatunku (ja!) odnajdą w niej wiele przyjemności. Owszem, efekty specjalne są typowo telewizyjne, ale w tej kategorii stoją na najwyższej półce. Fakt, fabuła była już w innych filmach (może z innym kataklizmem) ale ta zrealizowana jest sensownie, bez niepotrzebnego patosu, przybierając ostateczną formę bardzo przyzwoitego filmu sensacyjnego. Ogląda się to jak prawdziwą, lekką rozrywkę, bez zażenowania, bez wstydu. Mimo dość wąskich możliwości opowiedzenia oryginalnej fabuły, to film dla wielu. Zachęcam.

Marta Czabała

>>>powrót


 
Polityka Prywatności