Z daleka od wypożyczalni!

Jeden dzień

Mimo najszczerszych chęci, nie byłam się w stanie zaangażować emocjonalnie. Trochę szkoda, bo to przecież adaptacja przepięknej, wzruszającej książki. Film całej historii nie uniósł. Szkoda, bo miał ku temu najlepsze predyspozycje.
 

Tytułowy jeden dzień, to środek lipca każdego roku, w którym spotykają się Emma i Dexter. Znają się od wieków, od czasu kiedy jedna imprezowa noc postawiła ich na wspólnej drodze. Różnią się chyba wszystkim. Ona pochodzi z klasy robotniczej i marzy o tym, żeby zbawiać świat. On jest dzieckiem swoich bogatych rodziców, przekonanym o swojej wyjątkowości. To właśnie ta dwójka jednak spotyka się co roku przez następne kilkanaście lat, opowiadając sobie wzajemnie o miłościach, załamaniach, problemach i bardzo niespełnionych marzeniach.

A my jako widzowie będziemy śledzić drogę przez dwa życia, ale też i przez aktywnie zmieniający się świat. Zmieniać się będą trendy, ubrania i wygląd (perfekcyjna scenografia), zmieniać się będą także sami bohaterowie, stworzeni dla siebie, cały czas jednak tego nie dostrzegający. Kolejne lata przyniosą spotkania zakończone rozczarowaniem. Będzie spełnienie? Lekkie rozczarowanie czułam też niestety oglądając całą historię, więc filmowo raczej nie. Mimo bardzo dobrych środków przekazu, nie udało się twórcom oddać tych samych emocji, które odkrywaliśmy na kartkach książki. Niby wszystko jest idealne, tak jak być powinno. Są bardzo dobrzy aktorzy (Sturgess znacznie lepszy od Hathaway) pierwszoplanowi, dobrzy drugoplanowi (ach ta Patricia Clarkson), jest doskonała scenografia, zdjęcia i fantastyczna ścieżka dźwiękowa. Jest też przecież książka, która powinna stanowić podwaliny do filmu wzruszającego, pięknego. Dlatego fakt, że wychodzi w najlepszym wypadku dobrze, tutaj jest poważnym zarzutem. Całość po prostu nie wzrusza! Osobno, bohaterowie historii są idealni, między nimi nie ma jednak jakiejkolwiek filmowej chemii. Jak więc można uwierzyć w ich wielką miłość? Trudno jest się przejąć, kiedy tego na co czekamy, po prostu nie widać. I ten kołowrotek ich wzajemnej znajomości trochę się przez to wszystko nuży. Męczy. Czasami trudno jest nie pomyśleć „długo jeszcze?”. Szkoda, bo ten film miał potencjał, miał środki, a produktem końcowym okazał się piękny, ale nijaki obraz. Kto nie czytał książki, pewnie lepiej go odbierze. Ten, kto czytał, niech lepiej do niej wróci.

Marta Czabała

>>>powrót


 
Polityka Prywatności