12 rund
Pomysł na film jest prosty jak konstrukcja cepa. Młody policjant przypadkowo włącza się do pościgu FBI za niebezpiecznym kryminalistą i to właśnie on odpowiedzialny jest za jego pojmanie. Podczas pościgu ginie dziewczyna bandyty i to właśnie dlatego ten przysięga mu zemstę. Okazja do wendetty przychodzi rok później. Bandyta ucieka z więzienia i porywa dziewczynę policjanta. Aby ją odzyskać, stróż prawa musi wykonać 12 zadań. Jeśli się sprzeciwi lub odniesie porażkę – ukochana ginie.
Z prostymi pomysłami często tak bywa, że dobrze wykorzystane, mogą przekształcić się w dobre filmy. W tym wypadku w dobre filmy akcji. Jeśli mierzyć film Renny’ego Harlina według takiej kategorii, to sprawdza się on świetnie. Akcja pędzi do przodu w oszałamiającym tempie, unikając na szczęście jakiegokolwiek chaosu. Widać, że całość jest dobrze przemyślana. Wciągnięci w kolejne, z pozoru oczywiście beznadziejnie trudne zadania naszego dzielnego policjanta, dość łatwo przymykamy oko na dość marne aktorstwo głównego bohatera, brutalnie widoczne w zetknięciu z innymi, bardziej drugoplanowymi aktorami. Postanawiamy zapomnieć o tym, że opowieść miejscami niebezpiecznie przypomina trzecią, nota bene doskonałą ze wszech miar trzecią odsłonę „Szklanej pułapki”. Dajemy się porwać akcji, dobrej, dobrze zmontowanej i przedstawionej, dającej radę utrzymać widza w swoich ryzach. I nawet fakt, że zakończenie znane jest od samego przecież początku, w oglądaniu i zainteresowaniu nie przeszkodzi. Oglądajcie.
Marta Czabała