Dark Tide
Na pewno jest jednak bardzo efektowną reklamą RPA (współproducenta filmu), bo też widoki i zdjęcia są zachwycające. To właśnie tam poznajemy główną bohaterkę filmu Kate Mathieson, biologa morskiego, kobietę która jako jedna z niewielu na świecie pływa z rekinami bez żadnej ochrony. Dopiero śmiertelny wypadek zniechęca Kate do kontynuowania swojej pracy. Po roku od wypadku, kłopoty finansowe sprawiają jednak, że kobieta nie jest w stanie odrzucić oferty pewnego bardzo wymagającego milionera, który chce – dokładnie tak jak ona poczuć adrenalinę pływania z rekinami poza klatką. Kate ponownie zbiera swoją załogę i wypływa w morze. To co tam zastanie przerośnie jej oczekiwania.
Naprawdę nie wiem dla kogo jest ten film. Jeśli ma to być program promujący niewątpliwe piękno RPA, to po co w ogóle robić z niego film? Trzy czwarte to Hally Berry obwożąca bohaterów po kolejnych, przyznać trzeba przepięknych miejscach wodnego świata. Jest pięknie, ale czy pięknie wystarczy, zwłaszcza jeśli film ma się nazywać filmem przygodowym? Ta prawdziwa akcja (bo przecież wiadomo od razu, że musi wydarzyć się dużo złych rzeczy) zamknięta jest w ostatnich dwudziestu minutach i niestety spowita jest ciemnością, znacznie utrudniającą zobaczenie dokładnie tego co się naprawdę dzieje. Przez chwilę nie wiadomo dokładnie kto zginął a komu udało się umknąć z życiem. Być może ciemność to sposób na zminimalizowanie budżetu i tak już nadwyrężonego przez gaże Hally Berry i Oliviera Martineza. Niestety jako całość, film wypada blado i nie pomagają nawet znane nazwiska. Można obejrzeć, trudno jest się przejąć, dość łatwo się zmęczyć. Trzeba się jednak było zdecydować na coś bardziej konkretnego. A tak, film będzie chyba bardziej znany z tego, że to właśnie tam rozpoczął się związek Hally Berry i Oliviera Martineza. Zawsze jakiś plus!
Marta Czabała