A więc wojna
Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa. Dwóch agentów specjalnych (związanych oczywiście jak bracia) poznają przez przypadek jedną i tą samą kobietę. Każdemu z nich zależy na Lauren, dlatego wzajemna rywalizacja eskaluje do rozmiarów absurdu. Kiedy do dyspozycji ma się siły specjalne, sposoby na zdobycie kobiety mogą wyglądać co najmniej ekstremalnie.
Będzie więc wzajemne usypianie, strzelanie do siebie, udawanie, triki, żarty, a wszystko to w imię zdobycia miłości Lauren. Większość z nich nie przekracza granic dobrego smaku, chociaż nie jest też specjalnie śmieszna, tym bardziej, że widzieliśmy już to w innych, czasami niemalże bliźniaczo podobnych filmach. Całość jest nieźle zmontowana, ciekawie pokazana, przyzwoicie zagrana, chociaż trudno jest tutaj mówić o jakiejkolwiek wielkiej roli. Znacznie bardziej niż Reese Witherspoon i śliczny Chris Pine podobał mi się Tom Hardy i chyba najbardziej zabawna postać w filmie czyli Trish, grana przez Chelsea Handler. Ten film ma swoje momenty, czasami bardzo śmieszne, całość jednak wypada najwyżej średnio. Ot, kolejny hollywoodzki produkt, w sumie dość przewidywalny, znośny, nie rażący, ale też zupełnie nie wyjątkowy. Można, nie trzeba. Najlepiej jeśli nie macie już nic innego do roboty.
Marta Czabała