Tape 407
Pasażerowie lotu z Nowego Jorku do Los Angeles wpadają w poważne turbulencje, wskutek których rozbijają się gdzieś w środku drogi. Rozbitków można policzyć na palcach jednej ręki. Wszyscy czekają na ratunek, który niestety nie nadchodzi. Na dodatek coś ich atakuje. Coś co przypomina zwierze, jest jednak znacznie większe, znacznie bardziej wytrwałe i znacznie ale to znacznie bardziej zaciekłe.
A my oczywiście będziemy oglądać, jak to COŚ łapie i skutecznie eliminuje kolejne osoby. Potwora widać średnio, w zupełnie nieprzerażających kawałeczkach, za sprawą kamery, która z dziwnych powodów jest nieodzownym elementem wyposażenia każdego rozbitka. Widać więc mało, słychać głównie krzyki, całość jest też szalenie łatwa do przewidzenia. Ogląda się to bez specjalnych emocji (może lepiej byłoby na lepszym ekranie), z lekkim może tylko zmęczeniem. Zgadywanka w to kto przeżyje a kto nie (i czy w ogóle ktoś) zupełnie nie wystarcza, żeby mieć z tego przyjemność. Raczej odradzałabym obejrzenie, bo naprawdę lepiej jest zrobić coś innego. Cokolwiek.
O.K.