Dobry doktor
Tytułowego doktora gra Orlando Bloom. Doktor Martin Ploeck czuje się niezmiernie niedoceniony w na stażu, jaki rozpoczął zaledwie kilka dni wcześniej. Lekarze wcale go nie zauważają, pielęgniarki nim pogardzają, genialne diagnozy jakoś same nie chcą przyjść. Kiedy więc trafia się urocza, wpatrzona w doktora jak w obrazek pacjentka, ten niespecjalnie umie pozwolić jej odejść. Do tego stopnia, że kiedy dziewczyna zaczyna zdrowieć, Martin zrobi wszystko, aby znowu zachorowała.
A potem wiadomo. Zgodnie z maksymą zbrodnia i kara, jeden zły uczynek musi rozpocząć serię tych kolejnych. Kara przybiera dla naszego doktora raczej emocjonalny wymiar, nie dając mu satysfakcji w czymkolwiek, czego się podejmie. Niestety karą, kto wie, może znacznie bardziej surową jest oglądanie tego skrajnie nużącego i męczącego filmu. Podejrzewam niestety, że zamiarem reżysera był film artystyczny, portret człowieka w wyjątkowych okolicznościach. Niestety, wyszło z tego wyjątkowo nużące, męczące, mizernie zagrane widowisko. Złą decyzją było powierzania głównej roli Orlando Bloom, aktorowi być może nienajgorszemu, ale zbyt słabemu aby unieść samodzielnie tak dużą rolę. Jest okropnie. Każda minuta to walka o to, żeby nie przerwać oglądania i jak najszybciej porzucić oglądanie i jak najprędzej rozpocząć wymazywanie tej filmowej traumy z pamięci.
Marta Czabała