Odgrzebane w filmowych zapasach...

Teenage space vampires

Jeśli bohaterowie tego filmu są nastolatkami, to ja chyba zjem własną stopę. Ale może nie powinnam się czepiać, w końcu nie od dzisiaj dorośli grają nastolatków. Czepiać będę się jednak wszystkiego innego, bo to najmarniejszy film, jaki udało mi się oglądać w ostatnich latach. A kto wie, może nawet kiedykolwiek.
 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Historia jest oklepana, ale niejedna oklepana historia była już przecież porządnym rozrywkowym filmem. Nastolatek podejrzewa, że w jego miasteczku wylądowali kosmici. Nie wie jednak, że są oni wampirami, którzy chcą (przy okazji zaćmienia słońca, a jakże) przemienić lub zjeść całe miasteczko.

Jest okropnie. I wcale nie chodzi o to, że ma już kilkanaście lat, a tym samym poważnie ograniczone możliwości efektów specjalnych. Chodzi o to, że wszystko jest tak strasznie sztuczne, że dla filmu powinna być zrobiona osobna kategoria. Tragiczne jest wszystko. Aż trudno uwierzyć, że w czasach, które miały już Postrach Wampirów Buffy powstaje  film, gdzie wampiry wyglądają jak oklejone plasteliną ważki, co rusz zmieniające kolor oczu. Na dodatek, z jakiegoś powodu wszyscy mają rosyjski akcent. Aktorzy poruszają się po ekranie tak jakby ktoś dał im wcześniej porządną dawkę leków uspokajających. Dialogi są obrzydliwe, nudne, schematyczne i śmieszne inaczej. „Zawsze jest ciemno w przestrzeni pomiędzy gwiazdami (…)w ciemności nie ma wyboru”; proszę mi wierzyć, są jeszcze gorsze. Każda minuta dłuży się tak, jakby trwała godzinę dłużej. Trzeba to jak najszybciej zapomnieć, bo trauma może być zbyt duża. Proszę uciekać!

Marta Czabała

>>>powrót


Polityka Prywatności