Małe co nieco

Fringe żegna się z widzami

Byliście wielbicielami przygów Olivii i Petera? Zachwycał was John Noble, grający Waltera Bishopa? Jeśli tak, pewnie ze smutkiem przyjęliście kwestię ostatecznego zakończenia serialu. Ale nawet te dobre trzeba kończyć, tym bardziej, że piąta seria była już tutaj wyciągana trochę na siłę.
 

Chociaż wielu się ze mną nie zgodzi. Producenci początkowo planowali zamknąć całość w czterech seriach. Już od pierwszego odcinka serial zbierał doskonałe recenzje. Krytycy podkreślali jak trudno jest zrobić dobre science – fiction w telewizji, na dodatek takie co przyciągnie widza długoterminowo. Chwalili aktorów, zwłaszcza niepowtarzalnego John’a Noble, który za swoje występy we Fringe zbierał kolejne nagrody. Nie zawiedli też ludzie. Na świecie powstawały kolejne fankluby serialu, fora kipiały od komentarzy. Piąta seria podzieliła wszystkich. Jedni mówili, że jest najlepsza, drudzy zarzucali mu na siłę wyciągane wątki. Mówili o niepotrzebnym skoku w czasie, sztucznie generowanym i raczej męczącym dramacie. Czy Oliwia, Peter, Walter i Astrid nie mogliby walczyć z Obserwatorami w ich rzeczywistym czasie? Czy potrzebny był komuś dramat utraconego dziecka? Czy nie wystarczyło skupić się na czysto sensacyjnych, a nie uczuciowych wątkach?

Na wszystkie te pytania każdy z wielbicieli serialu ma swoją odpowiedź. Ale zmienić nic już się nie da. Wszystkie wątki zostały (dziwnie) zakończone, historia dobiegła końca. W zależności od tego, jakie zystki zanotowała ta ostatnia seria, być może powstanie jeszcze kinowy film. W końcu nie raz już tak podnoszono zyski. Ale jeszcze zobaczymy.

A.N.

>>>powrót


Polityka Prywatności